Informacja!

piątek, 6 października 2023

Drodzy czytelnicy, blog nadal jest aktywny! Cały czas tu jestem, piszcie do mnie, komentujcie! Na pewno odpowiem prędzej czy później. Możecie pisać formularzem do kontaktu (prawa kolumna, zaraz pod archiwum), w mailu albo w komentarzu. Będzie mi miło otrzymać waszą wiadomość!

Aoi ~

niedziela, 17 kwietnia 2016

Najważniejsze zawody


Witam, bardzo serdecznie.
Mam przyjemność zaprezentować opowiadanie znalezione w czeluściach mojego komputera. Oj, dawno, dawno je napisałam. Mam do niego pewien sentyment. Oby i Wam przypadło do gustu.
~ Aoi.

Wczesny poranek w Tokio, na razie zapowiada cudowną pogodę na cały dzień. Bezchmurne, lekko zaróżowione niebo i świergot ptaków zlewający się z odgłosami przejeżdżających ulicami samochodów. Opustoszałe chodniki przemierzają zaspani ludzie spieszący się do pracy na poranne zmiany. Niektórzy dopiero wracają do domów po nieprzespanej nocy nad dokumentami. Miasto, które nigdy nie zasypia, nie zamiera. Ludzie gonią za czasem, próbując jakoś poukładać to pędzące niczym koń wyścigowy życie.

            Wśród tych wszystkich zabieganych ludzi w stronę pobliskiego parku zmierza spokojny, przystojny młody chłopak. Ma na sobie sportowy strój składający się z czarnych dopasowanych spodenek za kolano, nieco luźniejszej fioletowej bluzki i oczywiście specjalnych butów do biegania. W ręce trzyma butelkę z wodą, a na uszach ma słuchawki, których kabelek kończy się w lewej kieszeni spodni. Kiwa głową w rytm muzyki coraz bardziej zbliżając się do pięknego parku. Uśmiechnął się, kiedy poczuł delikatny podmuch wiatru rozwiewający jego blond włosy. Stanął na uboczu ścieżki spacerowej i zaczął krótką rozgrzewkę. Skłon na prawo, skłon na lewo, kilka przysiadów, parę wymachów ramionami, jeszcze tylko kilka podskoków w miejscu i rusza przed siebie powolnym truchtem. Wsłuchuje się w muzykę płynącą ze słuchawek dostosowując tempo biegu do rytmu piosenki, którą aktualnie słucha.
Trenuje biegi od czterech lat i nie wyobraża sobie życia bez tego sportu. Na początku bardzo tego nie lubił. Marudził każdego ranka, gdy jego przyjaciel, dzięki, któremu przekonał się do biegania wyciągał go z domu nieraz używając do tego siły, z czasem przyzwyczaił się i polubił to. Teraz codziennie rano wstaje, ubiera się i idzie do parku. Przeważnie po kilku minutach spotyka swojego przyjaciela Alexa, mieszkają niedaleko siebie. Przyjaźnią się od dziecka i do tej pory zawsze uprawiali sporty razem.
Najpierw Lan zainteresował się siatkówką, to było zaraz na początku szkoły podstawowej. Alex chcąc dotrzymać mu towarzystwa od tak przychodził z nim na zajęcia w ogóle nie przykładając się do treningu, jednak, kiedy trener powiedział, że mają szanse na wygranie mistrzostw między szkolnych obaj zaczęli bardziej się starać. Następna była piłka nożna, na którą brązowowłosy Alex zabierał ze sobą blondyna twierdząc, że kiedy dorosną staną się najlepszymi, zawodowymi piłkarzami na świecie. Niestety szybko zaczęło ich to nudzić, więc zrezygnowali, w końcu któregoś dnia Alex wpadł do domu Lana z genialnym pomysłem, że przecież mogą zacząć biegać, i tak są najszybszymi zawodnikami w klasie, a po systematycznym treningu ich umiejętności poprawą się tak bardzo, że nie będą mieli sobie równych. Od tamtej pory rozpoczęli intensywny trening, który trwa do dzisiaj. Przerywali tylko, jeżeli jeden z nich musiał wyjechać, lub był chory.
Jak się okazało dużo osób w ich otoczeniu biega. Dowiedzieli się o tym podczas swoich pierwszych zawodów w pierwszej klasie gimnazjum. Wtedy trenowali dopiero od roku, na własną rękę, więc nie byli jeszcze przygotowani tak jak należy. Po tamtych feralnych zawodach zapisali się do jednego z miejscowych klubów sportowych dla nastolatków. Dobrze wybrali, ponieważ mieli naprawdę dobrego trenera. Zajęcia odbywały się trzy razy w tygodniu, a były tak intensywne, że normalny człowiek, bez kondycji, na którą oni ciężko pracowali, padłby jak mucha. Blondyn skrzywił się zabawnie na wspomnienie pierwszego tygodnia treningów u pana Grandta. Po pierwszym dniu trzęsły mu się nogi z wysiłku, a po kolejnych dwóch miał takie zakwasy, że ledwo się ruszał.
            Pan Grandt był wysokim mężczyzna po trzydziestce. Od dobrych trzynastu lat trenował młodzież w sporcie, który sam pokochał. Ogólnie był osobą pogodną i wesołą, ze swoimi uczniami utrzymywał przyjacielski kontakt, jednocześnie trzymając dyscyplinę wśród nich, a kiedy trzeba było trenować, zapominał o wszystkim i wyciskał z nich siódme poty nie zważając na nic po za dobrem i zdrowiem swoich wychowanków.
            W oddali Lan zauważył powoli zbliżającą się sylwetkę przyjaciela i przyspieszył wyłączając muzykę, a słuchawki zostawił na szyi. Od razu poczuł jak wiatr ochładza jego ogrzane słuchawkami uszy. Uśmiechną się szeroko widząc zaspaną twarz Alexa z miną mówiącą „ Chcę spać!”. Przywitali się, po czym równym tempem ruszyli ścieżką.
O tej porze roku kwitły wiśnie, które teraz tworzyły przed nimi coś w rodzaju przepięknego tunelu lekko pochylonych drzew. Gdzie niegdzie opadłe kwiaty układały się w przeróżne wzory na piasku tworząc bajkowy wygląd otoczenia wzbogacony o różową barwę kwiatów.
- Wyspany?- zapytał po chwili milczenia Lan.
- Oczywiście.- mruknął Alex z sarkazmem na co blondyn zaśmiał się wesoło.
- Tak, ja też nie. Ale dzisiaj są zawody. Nie możemy sobie odpuścić nawet jednego dnia.
- Przecież wiem.- westchnął zrezygnowany.- Po prostu bieganie o piątej rano to nie jest szczyt moich marzeń.- ziewnął zakrywając usta dłonią.- Gdyby to nie były międzyszkolne zawody olimpijskie prawdopodobnie teraz bym jeszcze spał.- jęknął.
- Grandt by ci na to nie pozwolił.- zaśmiał się.- Dzisiaj z samego rana dzwonił do moich rodziców. Jeszcze przed piątą obudzili mnie mówiąc, że trener kazał nam poćwiczyć.- skrzywił się przypominając sobie irytację rodziców, tuż po odebraniu telefonu. -Przeważnie- jak większość ludzi- wstają dużo później niż czwarta trzydzieści.
- A potem zadzwoniłeś do mnie.- podrapał się po głowie.- Ludzie litości! To tylko kolejne zawody, które na pewno wygramy!- wyrzucił ręce w górę z pewnością w głosie.
- Oby. Tyle, że tym razem to nie tylko zawody.- odparł cicho.
- Nie?- Alex rzucił mu pytające spojrzenie.
- Nie pamiętasz, co mówił trener? No tak. Ty go prawie nigdy nie słuchasz.- powiedział z nutką złośliwości w głosie.- Przyjedzie dyrektor liceum sportowego w Osace. Szuka młodych talentów do swojej szkoły. Jeżeli uzna kogoś za wystarczająco zdolnego ma gwarantowane stypendium naukowe na całą trzy letnią naukę w jego szkole. Ponoć szuka czterech uczniów.- wziął głęboki oddech czując, że zaczyna się męczyć.
- Czterech? O akurat się załapiemy! Która godzina?- spojrzał na zegarek, który miał na lewym nadgarstku.- Dobra, ostatnie kółko i wracamy.
Lan tylko przytaknął i resztę drogi przebiegli w milczeniu. W tym samym miejscu, w którym się spotkali rozdzielili się. Każdy z nich pobiegł do swojego domu wziąć prysznic i przygotować się do szkoły. W końcu przed ostatnim treningiem mieli jeszcze dwie lekcje.
- Lan! Lan, śniadanie na stole! Chodź, bo nie zdążysz!- usłyszał głos mamy dobiegający z jadalni. Nie była już tak zaspana jak wcześniej, kiedy budziła go po telefonie z klubu.
- Już idę!- odkrzyknął zbiegając na dół. Po drodze zostawił plecak i torbę ze strojem treningowym przy drzwiach, żeby potem nie wracać się na górę. Usiadł przy stole i zabrał się za pysznie wyglądające miodowe płatki z mlekiem. Obok miseczki stała szklanka soku pomarańczowego, na którą spojrzał z wdzięcznością i od razu wypił połowę. Mimo iż wcześniej opróżnił całą butelkę wody nadal bardzo chciało mu się pić, miał nadzieję, że sok złagodzi to pragnienie.
- Dzisiaj macie szkolne zawody olimpijskie prawda?- zagadnęła jasnowłosa kobieta, po której Lan odziedziczył większą część swojej urody.
- Tak. Ma przyjechać dyrektor sportowego liceum.- odpowiedział pomiędzy kęsami płatków.
- Mówiłeś mi o tym. Postaraj się. Wiem, jak bardzo ci zależy na tej szkole.- spojrzała na syna z troską.
- Dzięki mamo.- uśmiechnął się odkładając talerz do zlewu.- Nie wiem, o której wrócę.
- Postaramy się z tatą przyjechać na wasze zawody.- uśmiechnęła się ciepło i ucałowała Lana w czoło życząc dobrego dnia. Chłopak podziękował i szybko wyszedł z domu pędząc na spotkanie z Alexem, zawsze razem chodzili na autobus. Droga do szkoły przebiegała całkiem spokojnie. Dotarli na pierwszą lekcje dużo wcześniej niż chcieli, przez co nauczyciel odpytał ich przy tablicy, jako że ostatnią lekcję opuścili na rzecz treningu. Kiedy ta nieszczęsna lekcja dobiegła końca odetchnęli z ulgą i wyszli na boisko szkolne z nadzieją, że bieżnia będzie wolna, gdyż chcieli zrobić mały wyścig między sobą nawzajem w ramach relaksu po męczącej lekcji.
Bieganie było dla nich nie tylko sportem, ale też sposobem na odpoczynek, wyładowanie niepotrzebnych emocji, rozluźnienie się, oczyszczenie umysłu oraz oczywiście należało do ich pasji. Kiedy pędzili przed siebie czuli się wolni, nieograniczeni przez nic, mieli wrażenie, że nikt i nic ich nie zatrzyma, a oni są panami samych siebie i swojego życia. Odczuwali też radość ze wzajemnej rywalizacji. Nie takiej, w której jeden drugiemu zazdrościł czy źle życzył, ale takiej, w której chcieli sprawdzić, kto jest szybszy, zmotywować przeciwnika do szybszego biegu, po prostu przyjacielski bieg dla zabawy.
Do końca dobiegli równo, opadli na chropowatą bieżnię zdyszani i uśmiechnięci.
- Cóż… nadal… równo biegamy.- wykrztusił Alex pomiędzy oddechami.
- Tak… więc… nic… się nie… zmieniło.- odparł opierając łokcie na udach, powoli uspokajał oddech.- Co jest?- zapytał widząc dziwny grymas na twarzy szatyna.
- Nic. Tylko zahaczyłem o ranę na nodze.- uśmiechnął się blado.- Zaraz przejdzie.
- Skoro tak mówisz.- odparł nie przekonany.- Może jednak pójdziemy z tym do pielęgniarki?
- Nie! Nie pozwolą mi biec!- wykrzyknął natychmiast.- Rana już prawie się zagoiła.- uśmiechnął się już normalnie, prezentując koledze całe uzębienie.- Już mi lepiej.
- Na pewno?- wstał i wyciągnął do niego dłoń.
- Tak. Już w porządku. Dzięki.- skorzystał z oferowanej mu pomocy.
            Niecałe trzy miesiące temu, kiedy jeszcze nie było tak ciepło jak teraz obaj brali udział w Tokajskich zawodach w biegu na osiemset metrów. Byli jedynymi przedstawicielami swojego gimnazjum. Wszyscy zawodnicy startowali w parach, szkoła na szkołę. Kiedy przyszła ich kolej trener życzył im szczęścia, poklepał ich po plecach i wysłał na linię startu. Trafili na dość przebiegłych przeciwników, wyglądali na takich, którzy zrobiliby wszystko dla zwycięstwa, ale chłopcy nie przejęli się tym. Postanowili, że wygrają. Mieli sporą przewagę nad przeciwnikami, jednak w pewnym momencie jeden z nich machnął ręką z szyderczym uśmieszkiem na twarzy. Podniesienie ręki oznaczało sygnał dla osoby, która miała podstawić nogę szatynowi. Nim Alex zorientował się w sytuacji już leżał na bieżni krzywiąc się z bólu. Ktoś podstawił mu haka. Lan mógł pobiec dalej i sam dobiec do mety. Nie zrobił tego. Zatrzymał się, wrócił po przyjaciela i podtrzymując go jakoś dobiegli do mety. Różnica między drużynami była tak duża, że nawet po czymś takim Alex i Lan dobiegli do mety kilka sekund po tamtych. Alexem od razu zajęli się medycy, a Lan w przypływie wściekłości znokautował jednego z chłopaków, którzy byli sprawcami całego zamieszania. Jak się okazało pewna dziewczynka widziała sprawcę i zgłosiła to sędziemu, a ten mając świadka zdarzenia zdyskwalifikował nieuczciwą drużynę przyznając zwycięstwo zespołowi Lana. Rana była głęboka i konieczne było założenie dwóch szwów. Teraz jedynym śladem po feralnym wyścigu była mała blizna i ból przy dotykaniu jej.
Lan spojrzał za oddalającym się przyjacielem i kręcąc głową pobiegł za nim. Kolejna lekcja minęła im spokojnie i bez żadnych atrakcji. Tuż po dzwonku zbiegli do szatni przebrali się i weszli na salę gimnastyczną.
- Ruszać się, co tak stoicie! Już, już następne pięć okrążeń!- usłyszeli wrzaski pana Grandta i skierowali się w jego stronę.
- Dzień dobry!- zawołali jednocześnie- Co mamy robić?- Z racji, że to były zawody olimpijskie, dyrektor szkoły poprosił ich trenera żeby poprowadził ostatnie treningi gdyż najwięcej uczniów ich szkoły uczęszczało właśnie do jego klubu sportowego.
- Lan, Alex.- Przywołał ich gestem.- Wy macie zrobić sobie rozgrzewkę, dziesięć okrążeń, a do tego trzydzieści przysiadów. – westchnęli niezadowoleni ale dzielnie zabrali się do pracy. W końcu miał pojawić się „łowca talentów sportowych”, dyrektor liceum sportowego.
- Nie dość, że mamy zawody to jeszcze nas chce zamęczyć.- szepnął do ucha Lana, Alex.
- Nie przesadzaj.- zaśmiał się.- Dawaj. Biegniemy.- szturchnął go łokciem w żebra.
Godzinę później siedzieli już przed drugą, większą salą sportową przebrani w stroje w kolorach swojej szkoły. To miało pomóc rozróżnić reprezentantów szkół od siebie.
Kiedy już nie mogli wytrzymać weszli na salę, a tam ich oczom ukazał się niesamowity widok, trybuny były pełne ludzi. Lan chciał poszukać rodziców ale nie mieli już na to czasu. Trener Grandt wołał ich stojąc po przeciwnej stronie, wskazywał ramionami drzwi prowadzące do szatni. Szybko podbiegli do niego i nie zatrzymując się wparowali do szatni pełnej innych zawodników. Odszukali swoje szafki, zostawili torby i niepotrzebne bluzy, po czym ponownie wrócili do trenera. Zawody już się zaczęły. Biegi miały być ostatnią dyscypliną, więc chłopcy mieli jeszcze dwadzieścia minut do swojego występu. Trener pokazał im pałeczkę, którą Alex będzie musiał podać Lanowi, kiedy dobiegnie do niego. Tym razem również startowali w parach, co bardzo cieszyło chłopców. Zawsze najlepiej czuli się w duecie. Chwilę później Alex stał na linii startu rozciągając mięśnie, a Lan kręcił się tuż za nim.
- Trzymam kciuki.- Lan poklepał go po plecach.
- Daj z siebie wszystko.- odpowiedział. Chwilę na siebie patrzyli.- I nigdy się nie poddawaj.-powiedzieli jednocześnie po czym obaj zaśmiali się zgodnie. Lan odsuną się do tyłu dając mu więcej miejsca. Jeszcze tylko ostatnie słowa otuchy od trenera, kilka głębokich wdechów i rozbrzmiał sygnał do startu. Dwóch ubranych na kolorowo zawodników wystrzeliło jak z procy przed siebie, ale od razu było widać, kto jest szybszy. Szatyn wyprzedził przeciwnika w rażąco zielonej bluzie o całe pół metra, z każdą sekundą wyprzedzał go coraz bardziej. Widać było, że biegnie jak najszybciej tylko potrafi.
Widząc, zbliżających się zawodników Lan ustawił się na linii w odpowiedniej pozycji i czekał z wyciągniętą do tyłu dłonią. Kiedy pałeczka trafiła do jego ręki z uśmiechem popędził niczym burza do przodu znając już wynik konkurencji. Przeciwnik był pół okrążenia za nim. Wszystko dzięki Alexowi i jego mistrzowskiemu tempu. Spokojnie dobiegł do końca z daleka widząc szerokie uśmiechy przyjaciela i trenera. Zdyszany oparł dłonie na udach unosząc wzrok.
Spośród wszechobecnego hałasu i rozszalałego tłumu wyłonił się niski mężczyzna ubrany w garnitur, zbliżał się do nich zamaszystym krokiem z papierami w ręku. Coś w nich pisał, chyba starając się zachować czytelność. Pomimo wzrostu wyglądał bardzo elegancko, roztaczał wokół siebie aurę władzy i czegoś jeszcze. Może pewności siebie?
- Witam, nazywam się Simon Write. Jestem dyrektorem Liceum Sportowego Surimi.– powiedział spokojnie uśmiechając się do nich.- Mam dla was propozycję, chłopcy.
- Dzień dobry, miło nam pana poznać. - odpowiedzieli mu razem. Każdy z nich przedstawił się i uścisnął dłoń dyrektora.
- Dobrze. Mamy już za sobą pierwsze słowa. Jak zapewne wiecie, jestem tu, aby „wyłowić” młode talenty spośród uczniów waszych szkół. Przyznam szczerze, że od dawana nie widziałem tak emocjonujących zawodów między szkolnych.- zaśmiał się.- Nie przedłużając, obserwowałem was, i zarówno ty Alexs jak i Lan wyróżnialiście się spośród biegaczy. Widać w was wole walki i chęci do dalszej pracy.- przerwał na chwilę.
Chłopcy wstrzymali oddechy czekając na dalszą część. Czy zostali wyróżnieni? Czy pójdą razem do nowej szkoły? Alex trącił ramieniem Lana, żeby dodać mu otuchy natomiast trener w tym momencie stanął pomiędzy nimi kładąc im dłonie na ramionach.
- Chciałbym zaproponować wam trzyletnie stypendium naukowe w naszej szkole.- uśmiechnął się szeroko.- Widzę po waszych minach, że jesteście zainteresowani?
- Tak!- wykrzyknął Alex uradowany patrząc to na przyjaciela to na trenera, któremu uśmiech nie schodził z twarzy.
- Oczywiście, że tak. Właśnie po to tu dzisiaj przyszliśmy- dodał Lan.
- Zatem przejdźmy do formalności.- Simon spojrzał na Grandta.
- Tak, tak już idziemy do gabinetu.- wskazał gestem kierunek.
- Musi być pan dumny z uczniów.- usłyszeli jeszcze kiedy tamci się oddalali.
Chłopcy spojrzeli na siebie, a ich twarze rozjaśniły niezwykle szerokie uśmiechy.
- Udało się!- wykrzyknął Alex przybijając piętkę z przyjacielem.
- Nam miałby się nie udać?- zażartował i obaj roześmiali się radośnie.- Swoją drogą ciekawe, kogo jeszcze wybrał.
- No.
- Idziemy za nimi? W końcu chodzi o naszą przyszłość!- zaśmiał się.
Zadowoleni ruszyli za dyrektorem. Właśnie zaczynała się ciężka droga ku wspaniałej karierze sportowej. Co prawda jeszcze sporo przed nimi, jednak ten pierwszy krok mają już za sobą.

1 komentarz:

  1. Hej,
    tekst jest wspaniały, czytało się rewelacyjnie, udało im się osiągnąć, to co pragnęli...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń