Witam, bardzo serdecznie.
Mam przyjemność zaprezentować opowiadanie znalezione w czeluściach mojego komputera. Oj, dawno, dawno je napisałam. Mam do niego pewien sentyment. Oby i Wam przypadło do gustu.
~ Aoi.
Wczesny poranek w Tokio, na razie
zapowiada cudowną pogodę na cały dzień. Bezchmurne, lekko zaróżowione niebo i
świergot ptaków zlewający się z odgłosami przejeżdżających ulicami samochodów.
Opustoszałe chodniki przemierzają zaspani ludzie spieszący się do pracy na
poranne zmiany. Niektórzy dopiero wracają do domów po nieprzespanej nocy nad
dokumentami. Miasto, które nigdy nie zasypia, nie zamiera. Ludzie gonią za
czasem, próbując jakoś poukładać to pędzące niczym koń wyścigowy życie.
Wśród
tych wszystkich zabieganych ludzi w stronę pobliskiego parku zmierza spokojny, przystojny
młody chłopak. Ma na sobie sportowy strój składający się z czarnych dopasowanych
spodenek za kolano, nieco luźniejszej fioletowej bluzki i oczywiście
specjalnych butów do biegania. W ręce trzyma butelkę z wodą, a na uszach ma
słuchawki, których kabelek kończy się w lewej kieszeni spodni. Kiwa głową w
rytm muzyki coraz bardziej zbliżając się do pięknego parku. Uśmiechnął się,
kiedy poczuł delikatny podmuch wiatru rozwiewający jego blond włosy. Stanął na
uboczu ścieżki spacerowej i zaczął krótką rozgrzewkę. Skłon na prawo, skłon na
lewo, kilka przysiadów, parę wymachów ramionami, jeszcze tylko kilka podskoków
w miejscu i rusza przed siebie powolnym truchtem. Wsłuchuje się w muzykę płynącą
ze słuchawek dostosowując tempo biegu do rytmu piosenki, którą aktualnie
słucha.
Trenuje biegi od czterech lat i nie
wyobraża sobie życia bez tego sportu. Na początku bardzo tego nie lubił.
Marudził każdego ranka, gdy jego przyjaciel, dzięki, któremu przekonał się do biegania
wyciągał go z domu nieraz używając do tego siły, z czasem przyzwyczaił się i
polubił to. Teraz codziennie rano wstaje, ubiera się i idzie do parku.
Przeważnie po kilku minutach spotyka swojego przyjaciela Alexa, mieszkają
niedaleko siebie. Przyjaźnią się od dziecka i do tej pory zawsze uprawiali
sporty razem.
Najpierw Lan
zainteresował się siatkówką, to było zaraz na początku szkoły podstawowej. Alex
chcąc dotrzymać mu towarzystwa od tak przychodził z nim na zajęcia w ogóle nie przykładając
się do treningu, jednak, kiedy trener powiedział, że mają szanse na wygranie
mistrzostw między szkolnych obaj zaczęli bardziej się starać. Następna była
piłka nożna, na którą brązowowłosy Alex zabierał ze sobą blondyna twierdząc, że
kiedy dorosną staną się najlepszymi, zawodowymi piłkarzami na świecie. Niestety
szybko zaczęło ich to nudzić, więc zrezygnowali, w końcu któregoś dnia Alex
wpadł do domu Lana z genialnym pomysłem, że przecież mogą zacząć biegać, i tak
są najszybszymi zawodnikami w klasie, a po systematycznym treningu ich
umiejętności poprawą się tak bardzo, że nie będą mieli sobie równych. Od tamtej
pory rozpoczęli intensywny trening, który trwa do dzisiaj. Przerywali tylko,
jeżeli jeden z nich musiał wyjechać, lub był chory.
Jak się okazało
dużo osób w ich otoczeniu biega. Dowiedzieli się o tym podczas swoich
pierwszych zawodów w pierwszej klasie gimnazjum. Wtedy trenowali dopiero od
roku, na własną rękę, więc nie byli jeszcze przygotowani tak jak należy. Po
tamtych feralnych zawodach zapisali się do jednego z miejscowych klubów
sportowych dla nastolatków. Dobrze wybrali, ponieważ mieli naprawdę dobrego
trenera. Zajęcia odbywały się trzy razy w tygodniu, a były tak intensywne, że
normalny człowiek, bez kondycji, na którą oni ciężko pracowali, padłby jak
mucha. Blondyn skrzywił się zabawnie na wspomnienie pierwszego tygodnia
treningów u pana Grandta. Po pierwszym dniu trzęsły mu się nogi z wysiłku, a po
kolejnych dwóch miał takie zakwasy, że ledwo się ruszał.
Pan
Grandt był wysokim mężczyzna po trzydziestce. Od dobrych trzynastu lat trenował
młodzież w sporcie, który sam pokochał. Ogólnie był osobą pogodną i wesołą, ze
swoimi uczniami utrzymywał przyjacielski kontakt, jednocześnie trzymając
dyscyplinę wśród nich, a kiedy trzeba było trenować, zapominał o wszystkim i
wyciskał z nich siódme poty nie zważając na nic po za dobrem i zdrowiem swoich
wychowanków.
W
oddali Lan zauważył powoli zbliżającą się sylwetkę przyjaciela i przyspieszył
wyłączając muzykę, a słuchawki zostawił na szyi. Od razu poczuł jak wiatr
ochładza jego ogrzane słuchawkami uszy. Uśmiechną się szeroko widząc zaspaną
twarz Alexa z miną mówiącą „ Chcę spać!”. Przywitali się, po czym równym tempem
ruszyli ścieżką.
O tej porze roku kwitły wiśnie,
które teraz tworzyły przed nimi coś w rodzaju przepięknego tunelu lekko
pochylonych drzew. Gdzie niegdzie opadłe kwiaty układały się w przeróżne wzory
na piasku tworząc bajkowy wygląd otoczenia wzbogacony o różową barwę kwiatów.
- Wyspany?- zapytał po chwili
milczenia Lan.
- Oczywiście.- mruknął Alex z
sarkazmem na co blondyn zaśmiał się wesoło.
- Tak, ja też nie. Ale dzisiaj są
zawody. Nie możemy sobie odpuścić nawet jednego dnia.
- Przecież wiem.- westchnął
zrezygnowany.- Po prostu bieganie o piątej rano to nie jest szczyt moich
marzeń.- ziewnął zakrywając usta dłonią.- Gdyby to nie były międzyszkolne
zawody olimpijskie prawdopodobnie teraz bym jeszcze spał.- jęknął.
- Grandt by ci na to nie pozwolił.-
zaśmiał się.- Dzisiaj z samego rana dzwonił do moich rodziców. Jeszcze przed
piątą obudzili mnie mówiąc, że trener kazał nam poćwiczyć.- skrzywił się
przypominając sobie irytację rodziców, tuż po odebraniu telefonu. -Przeważnie-
jak większość ludzi- wstają dużo później niż czwarta trzydzieści.
- A potem zadzwoniłeś do mnie.-
podrapał się po głowie.- Ludzie litości! To tylko kolejne zawody, które na
pewno wygramy!- wyrzucił ręce w górę z pewnością w głosie.
- Oby. Tyle, że tym razem to nie
tylko zawody.- odparł cicho.
- Nie?- Alex rzucił mu pytające
spojrzenie.
- Nie pamiętasz, co mówił trener?
No tak. Ty go prawie nigdy nie słuchasz.- powiedział z nutką złośliwości w
głosie.- Przyjedzie dyrektor liceum sportowego w Osace. Szuka młodych talentów
do swojej szkoły. Jeżeli uzna kogoś za wystarczająco zdolnego ma gwarantowane
stypendium naukowe na całą trzy letnią naukę w jego szkole. Ponoć szuka
czterech uczniów.- wziął głęboki oddech czując, że zaczyna się męczyć.
- Czterech? O akurat się załapiemy!
Która godzina?- spojrzał na zegarek, który miał na lewym nadgarstku.- Dobra,
ostatnie kółko i wracamy.
Lan tylko przytaknął i resztę drogi
przebiegli w milczeniu. W tym samym miejscu, w którym się spotkali rozdzielili
się. Każdy z nich pobiegł do swojego domu wziąć prysznic i przygotować się do
szkoły. W końcu przed ostatnim treningiem mieli jeszcze dwie lekcje.
- Lan! Lan, śniadanie na stole!
Chodź, bo nie zdążysz!- usłyszał głos mamy dobiegający z jadalni. Nie była już
tak zaspana jak wcześniej, kiedy budziła go po telefonie z klubu.
- Już idę!- odkrzyknął zbiegając na
dół. Po drodze zostawił plecak i torbę ze strojem treningowym przy drzwiach,
żeby potem nie wracać się na górę. Usiadł przy stole i zabrał się za pysznie
wyglądające miodowe płatki z mlekiem. Obok miseczki stała szklanka soku
pomarańczowego, na którą spojrzał z wdzięcznością i od razu wypił połowę. Mimo
iż wcześniej opróżnił całą butelkę wody nadal bardzo chciało mu się pić, miał
nadzieję, że sok złagodzi to pragnienie.
- Dzisiaj macie szkolne zawody
olimpijskie prawda?- zagadnęła jasnowłosa kobieta, po której Lan odziedziczył
większą część swojej urody.
- Tak. Ma przyjechać dyrektor
sportowego liceum.- odpowiedział pomiędzy kęsami płatków.
- Mówiłeś mi o tym. Postaraj się.
Wiem, jak bardzo ci zależy na tej szkole.- spojrzała na syna z troską.
- Dzięki mamo.- uśmiechnął się
odkładając talerz do zlewu.- Nie wiem, o której wrócę.
- Postaramy się z tatą przyjechać
na wasze zawody.- uśmiechnęła się ciepło i ucałowała Lana w czoło życząc
dobrego dnia. Chłopak podziękował i szybko wyszedł z domu pędząc na spotkanie z
Alexem, zawsze razem chodzili na autobus. Droga do szkoły przebiegała całkiem
spokojnie. Dotarli na pierwszą lekcje dużo wcześniej niż chcieli, przez co
nauczyciel odpytał ich przy tablicy, jako że ostatnią lekcję opuścili na rzecz
treningu. Kiedy ta nieszczęsna lekcja dobiegła końca odetchnęli z ulgą i wyszli
na boisko szkolne z nadzieją, że bieżnia będzie wolna, gdyż chcieli zrobić mały
wyścig między sobą nawzajem w ramach relaksu po męczącej lekcji.
Bieganie było dla nich nie tylko
sportem, ale też sposobem na odpoczynek, wyładowanie niepotrzebnych emocji,
rozluźnienie się, oczyszczenie umysłu oraz oczywiście należało do ich pasji.
Kiedy pędzili przed siebie czuli się wolni, nieograniczeni przez nic, mieli
wrażenie, że nikt i nic ich nie zatrzyma, a oni są panami samych siebie i
swojego życia. Odczuwali też radość ze wzajemnej rywalizacji. Nie takiej, w
której jeden drugiemu zazdrościł czy źle życzył, ale takiej, w której chcieli
sprawdzić, kto jest szybszy, zmotywować przeciwnika do szybszego biegu, po prostu
przyjacielski bieg dla zabawy.
Do końca dobiegli równo, opadli na
chropowatą bieżnię zdyszani i uśmiechnięci.
- Cóż… nadal… równo biegamy.-
wykrztusił Alex pomiędzy oddechami.
- Tak… więc… nic… się nie…
zmieniło.- odparł opierając łokcie na udach, powoli uspokajał oddech.- Co
jest?- zapytał widząc dziwny grymas na twarzy szatyna.
- Nic. Tylko zahaczyłem o ranę na
nodze.- uśmiechnął się blado.- Zaraz przejdzie.
- Skoro tak mówisz.- odparł nie
przekonany.- Może jednak pójdziemy z tym do pielęgniarki?
- Nie! Nie pozwolą mi biec!-
wykrzyknął natychmiast.- Rana już prawie się zagoiła.- uśmiechnął się już
normalnie, prezentując koledze całe uzębienie.- Już mi lepiej.
- Na pewno?- wstał i wyciągnął do
niego dłoń.
- Tak. Już w porządku. Dzięki.-
skorzystał z oferowanej mu pomocy.
Niecałe
trzy miesiące temu, kiedy jeszcze nie było tak ciepło jak teraz obaj brali
udział w Tokajskich zawodach w biegu na osiemset metrów. Byli jedynymi
przedstawicielami swojego gimnazjum. Wszyscy zawodnicy startowali w parach,
szkoła na szkołę. Kiedy przyszła ich kolej trener życzył im szczęścia, poklepał
ich po plecach i wysłał na linię startu. Trafili na dość przebiegłych
przeciwników, wyglądali na takich, którzy zrobiliby wszystko dla zwycięstwa,
ale chłopcy nie przejęli się tym. Postanowili, że wygrają. Mieli sporą przewagę
nad przeciwnikami, jednak w pewnym momencie jeden z nich machnął ręką z
szyderczym uśmieszkiem na twarzy. Podniesienie ręki oznaczało sygnał dla osoby,
która miała podstawić nogę szatynowi. Nim Alex zorientował się w sytuacji już
leżał na bieżni krzywiąc się z bólu. Ktoś podstawił mu haka. Lan mógł pobiec
dalej i sam dobiec do mety. Nie zrobił tego. Zatrzymał się, wrócił po
przyjaciela i podtrzymując go jakoś dobiegli do mety. Różnica między drużynami
była tak duża, że nawet po czymś takim Alex i Lan dobiegli do mety kilka sekund
po tamtych. Alexem od razu zajęli się medycy, a Lan w przypływie wściekłości
znokautował jednego z chłopaków, którzy byli sprawcami całego zamieszania. Jak
się okazało pewna dziewczynka widziała sprawcę i zgłosiła to sędziemu, a ten
mając świadka zdarzenia zdyskwalifikował nieuczciwą drużynę przyznając
zwycięstwo zespołowi Lana. Rana była głęboka i konieczne było założenie dwóch
szwów. Teraz jedynym śladem po feralnym wyścigu była mała blizna i ból przy
dotykaniu jej.
Lan spojrzał za
oddalającym się przyjacielem i kręcąc głową pobiegł za nim. Kolejna lekcja
minęła im spokojnie i bez żadnych atrakcji. Tuż po dzwonku zbiegli do szatni
przebrali się i weszli na salę gimnastyczną.
- Ruszać się, co tak stoicie! Już,
już następne pięć okrążeń!- usłyszeli wrzaski pana Grandta i skierowali się w
jego stronę.
- Dzień dobry!- zawołali
jednocześnie- Co mamy robić?- Z racji, że to były zawody olimpijskie, dyrektor
szkoły poprosił ich trenera żeby poprowadził ostatnie treningi gdyż najwięcej
uczniów ich szkoły uczęszczało właśnie do jego klubu sportowego.
- Lan, Alex.- Przywołał ich
gestem.- Wy macie zrobić sobie rozgrzewkę, dziesięć okrążeń, a do tego
trzydzieści przysiadów. – westchnęli niezadowoleni ale dzielnie zabrali się do
pracy. W końcu miał pojawić się „łowca talentów sportowych”, dyrektor liceum
sportowego.
- Nie dość, że mamy zawody to
jeszcze nas chce zamęczyć.- szepnął do ucha Lana, Alex.
- Nie przesadzaj.- zaśmiał się.-
Dawaj. Biegniemy.- szturchnął go łokciem w żebra.
Godzinę później siedzieli już przed
drugą, większą salą sportową przebrani w stroje w kolorach swojej szkoły. To
miało pomóc rozróżnić reprezentantów szkół od siebie.
Kiedy już nie mogli wytrzymać
weszli na salę, a tam ich oczom ukazał się niesamowity widok, trybuny były
pełne ludzi. Lan chciał poszukać rodziców ale nie mieli już na to czasu. Trener
Grandt wołał ich stojąc po przeciwnej stronie, wskazywał ramionami drzwi
prowadzące do szatni. Szybko podbiegli do niego i nie zatrzymując się wparowali
do szatni pełnej innych zawodników. Odszukali swoje szafki, zostawili torby i
niepotrzebne bluzy, po czym ponownie wrócili do trenera. Zawody już się
zaczęły. Biegi miały być ostatnią dyscypliną, więc chłopcy mieli jeszcze
dwadzieścia minut do swojego występu. Trener pokazał im pałeczkę, którą Alex
będzie musiał podać Lanowi, kiedy dobiegnie do niego. Tym razem również
startowali w parach, co bardzo cieszyło chłopców. Zawsze najlepiej czuli się w
duecie. Chwilę później Alex stał na linii startu rozciągając mięśnie, a Lan
kręcił się tuż za nim.
- Trzymam kciuki.- Lan poklepał go
po plecach.
- Daj z siebie wszystko.-
odpowiedział. Chwilę na siebie patrzyli.- I nigdy się nie poddawaj.-powiedzieli
jednocześnie po czym obaj zaśmiali się zgodnie. Lan odsuną się do tyłu dając mu
więcej miejsca. Jeszcze tylko ostatnie słowa otuchy od trenera, kilka głębokich
wdechów i rozbrzmiał sygnał do startu. Dwóch ubranych na kolorowo zawodników
wystrzeliło jak z procy przed siebie, ale od razu było widać, kto jest szybszy.
Szatyn wyprzedził przeciwnika w rażąco zielonej bluzie o całe pół metra, z
każdą sekundą wyprzedzał go coraz bardziej. Widać było, że biegnie jak
najszybciej tylko potrafi.
Widząc, zbliżających się zawodników
Lan ustawił się na linii w odpowiedniej pozycji i czekał z wyciągniętą do tyłu
dłonią. Kiedy pałeczka trafiła do jego ręki z uśmiechem popędził niczym burza
do przodu znając już wynik konkurencji. Przeciwnik był pół okrążenia za nim. Wszystko
dzięki Alexowi i jego mistrzowskiemu tempu. Spokojnie dobiegł do końca z daleka
widząc szerokie uśmiechy przyjaciela i trenera. Zdyszany oparł dłonie na udach unosząc
wzrok.
Spośród wszechobecnego hałasu i
rozszalałego tłumu wyłonił się niski mężczyzna ubrany w garnitur, zbliżał się do
nich zamaszystym krokiem z papierami w ręku. Coś w nich pisał, chyba starając
się zachować czytelność. Pomimo wzrostu wyglądał bardzo elegancko, roztaczał
wokół siebie aurę władzy i czegoś jeszcze. Może pewności siebie?
- Witam, nazywam się Simon Write. Jestem
dyrektorem Liceum Sportowego Surimi.– powiedział spokojnie uśmiechając się do
nich.- Mam dla was propozycję, chłopcy.
- Dzień dobry, miło nam pana
poznać. - odpowiedzieli mu razem. Każdy z nich przedstawił się i uścisnął dłoń
dyrektora.
- Dobrze. Mamy już za sobą pierwsze
słowa. Jak zapewne wiecie, jestem tu, aby „wyłowić” młode talenty spośród
uczniów waszych szkół. Przyznam szczerze, że od dawana nie widziałem tak
emocjonujących zawodów między szkolnych.- zaśmiał się.- Nie przedłużając,
obserwowałem was, i zarówno ty Alexs jak i Lan wyróżnialiście się spośród
biegaczy. Widać w was wole walki i chęci do dalszej pracy.- przerwał na chwilę.
Chłopcy wstrzymali oddechy czekając
na dalszą część. Czy zostali wyróżnieni? Czy pójdą razem do nowej szkoły? Alex
trącił ramieniem Lana, żeby dodać mu otuchy natomiast trener w tym momencie
stanął pomiędzy nimi kładąc im dłonie na ramionach.
- Chciałbym zaproponować wam
trzyletnie stypendium naukowe w naszej szkole.- uśmiechnął się szeroko.- Widzę
po waszych minach, że jesteście zainteresowani?
- Tak!- wykrzyknął Alex uradowany
patrząc to na przyjaciela to na trenera, któremu uśmiech nie schodził z twarzy.
- Oczywiście, że tak. Właśnie po to
tu dzisiaj przyszliśmy- dodał Lan.
- Zatem przejdźmy do formalności.-
Simon spojrzał na Grandta.
- Tak, tak już idziemy do
gabinetu.- wskazał gestem kierunek.
- Musi być pan dumny z uczniów.-
usłyszeli jeszcze kiedy tamci się oddalali.
Chłopcy spojrzeli na siebie, a ich
twarze rozjaśniły niezwykle szerokie uśmiechy.
- Udało się!- wykrzyknął Alex
przybijając piętkę z przyjacielem.
- Nam miałby się nie udać?-
zażartował i obaj roześmiali się radośnie.- Swoją drogą ciekawe, kogo jeszcze
wybrał.
- No.
- Idziemy za nimi? W końcu chodzi o
naszą przyszłość!- zaśmiał się.
Zadowoleni ruszyli za dyrektorem.
Właśnie zaczynała się ciężka droga ku wspaniałej karierze sportowej. Co prawda
jeszcze sporo przed nimi, jednak ten pierwszy krok mają już za sobą.
Hej,
OdpowiedzUsuńtekst jest wspaniały, czytało się rewelacyjnie, udało im się osiągnąć, to co pragnęli...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia