Informacja!

piątek, 6 października 2023

Drodzy czytelnicy, blog nadal jest aktywny! Cały czas tu jestem, piszcie do mnie, komentujcie! Na pewno odpowiem prędzej czy później. Możecie pisać formularzem do kontaktu (prawa kolumna, zaraz pod archiwum), w mailu albo w komentarzu. Będzie mi miło otrzymać waszą wiadomość!

Aoi ~

czwartek, 1 grudnia 2016

Rozpacz i cierpienie


Witajcie! 💙
Dzisiaj mam dla Was coś nowego. Przez najbliższe trzy tygodnie, w czwartek wieczorem będzie pojawiały się kolejne części. Seria została już zakończona, popracuję teraz nad kolejną, jednak na razie " Księcia" i " Płomyczek" odłożyłam na bok. Miłego czytania!
~ Aoi ~

Piorun uderzył w ziemię, pozostawiając na niej ślad, w którym momentalnie zebrała się woda. W pobliżu nie było żadnego drzewa, żadnego schronienia, niczego, co mogłoby odwrócić uwagę boga piorunów. Nie mógł przecież, od tak zrezygnować z rzucania ognistymi oszczepami. Dlaczego miałby to zrobić? Po co? Zapewne na górze jest nudno. Nie ma, co robić, a jedynym zajęciem jest obserwowanie ludzi, którzy z dnia na dzień stają się głupsi, gorsi, bardziej paskudni i odrażający niż poprzedniego dnia. Zło, zepsucie, plugastwo… Wszystko to sprawia, że ziemia wcale nie różni się od piekła. Nie wiele jest różnic. Przynajmniej tak można pomyśleć, kiedy z pięknego słonecznego dnia, wyłania się mrok, niebo zasłania kurtyna czerni, strugi deszczu leją się niczym łzy aniołów, a bóg, w ramach zemsty ciska ogniste gromy.



Inną sprawą jest już to, czy rzeczywiście celuje, czy może wybiera przypadkowe punkty? Niewinne istoty, rośliny, zwierzęta… Cóż mu zawinili, że muszą znosić takie katusze? Śmierć w płonieniach, swąd palonego ciała… Nie, to nie jest nic przyjemnego, ani fascynującego jak twierdzą niektórzy. Nie, nie i nie.
            Spotkał go taki los, na jaki są sobie zapracował, teraz nie będzie narzekał. Spojrzał w niebo, westchnął przeciągle. Minęło dopiero kilka minut odkąd rozpętała się burza, a on już miał dosyć całego świata, odniósł wrażenie, że się od niego odwrócił, w tym właśnie momencie, bóg o nim zapomniał. Przecież gdyby pamiętał, nie zrzuciłby tylu nieszczęść… Tyle bólu… Jak można mówić o szczęściu, gdy moknie się, stojąc na środku zupełnego pustkowia? Dżungla, pełna betonowych budynków, przepełniona tworami, dzikimi, nędznymi, małymi… Tak, myśli o ludziach, tak ich postrzega, mimo iż sam jest jednym z nich. Nie czuje więzi gatunkowej, nie ma instynktu stadnego. Teraz, kiedy przemarzł już do szpiku kości, każda nitka jego ubrania ocieka wodą, zimny materiał klei się do ciała, pogarszając już i tak złą sytuację. Gdzie są ludzie? Gdzie jest pomoc? Gdzie stado, zdolne go ochronić?
Nie ma.
Jest sam, zupełnie sam na tym wielkim świecie, pośród stali, betonu i dzikich obcych ludzi, zbyt zajętych sobą by, choć spojrzeć w dół, by, choć zobaczyć, siedzącego na zimnym bruku chłopaka, porzuconego przez los.
W tej właśnie chwili, kiedy siedział tak, obejmując kolana i próbując zachować resztki ciepła, zwątpił w wszelki przejaw ludzkiej dobroci. Zastanawiał się, do czego przyda mu się te kilkanaście lat życie, podczas którego zdobył popularność, przyjaciół, a nawet miłość, skoro teraz, gdy najbardziej ich potrzebuje, nie ma przy nim nikogo. Nie ma nikogo skorego do pomocy. Przechodnie brzydzą się na niego spojrzeć, myślą, że skoro siedzi na chodniku, starając się schronić pod i tak przemoczonym kapturem, jest kimś złym. Zło emanuje z niego na każdą stronę, nie może przecież być uczciwym, godnym obywatelem. Przecież siedzi sam, w deszczu, na betonie. Nie ma nawet parasolki. Nie oczekuje niczego, od nikogo. Nie ma prawa, nie ma nadziei, nie ma ochoty ani motywacji.
            Westchnął znów. Samochód przejeżdżając niedaleko niego, rozbryzgał kałużę, zasięg lotu był tak szeroki, że aż oberwał. Błotna maź uderzyła go w twarz. Znów poczuł się upokorzony. Zastanawiał się czy kiedykolwiek uczynił coś tak złego, by teraz za to pokutować? Nie mógł znaleźć takiej rzeczy.
            Wszystko zaczęło się, gdy stracił pracę. Najpierw jego firma zbankrutowała, został na lodzie, zadłużony na kilka tysięcy, jak każdy z pracowników. Aby zmniejszyć koszty, szef kazał im brać pożyczki dla dobra firmy. Doszło nawet do tego, że komornik pozbawił go dachu nad głową, włącznie ze wszystkimi dobrami, które posiadał. Gdy przyjaciele dowiedzieli się o tym, przestali odbierać telefony, każdy z nich był bardzo zajęty… Wyjazdy służbowe, ważne uroczystości rodzinne, które pojawiły się z dnia na dzień i masa innych, na tyle ważnych spraw, by nie mogli nawet z nim porozmawiać. Dziewczyna z nim zerwała… Oh, i tak chciał zakończyć ten związek, nieustannie zdradzała go z kolegami z pracy. Myślała, że tego nie widzi… Na początku się denerwował. Później zrozumiał. Jedyne, co robił to przygotowywał się psychicznie do poważnej rozmowy.
            Rodzice od dawna nie żyją, z bratem nie rozmawia, urwał z nim kontakt dawno temu, gdy okazało się, że robił wszystko, by stracił pracę, dom, zalążek rodziny i zaufanie przyjaciół. (Jak widać udało mu się to osiągnąć.)
Sasuke został teraz sam. Zupełnie sam, na zimnym bruku, w mokrym ubraniu. Odgarnął z czoła kilka lepiących się lodowatych loków.     Włosy urosły mu już tak bardzo, że skręcały się w loki, a z brody mógłby prawdopodobnie zapleść ładny – dosyć krótki – warkoczyk. Pukle przeszkadzały mu, spływała z nich woda… Skulił się jeszcze bardziej okrywając kolana płaszczem. Chciał zachować ulatniające się ciepło, chłód przeniknął całe jego ciało. Odczuwał boleśnie każdy nerw, żyłkę, skrawek skóry. Z ziemi biło lodowate zimno, z góry nie lepiej, bowiem deszcz nie należał do ciepłych. Katar już ciekł mu z nosa, do oczu cisnęły się łzy. Czuł się beznadziejnie, nic nie zapowiadało poprawy. Nikt nie wyciągnie do niego ręki, nie rzuci liny ratunkowej.
            A to dopiero kilka minut burzy…
Jak to możliwe, że w kilka zatęchłych minut, wszystko przesiąkło deszczem i beznadziejnością? Jak świat może zawalić się na głowę w tak krótkim czasie? Kiedy zaczęło doskwierać mu zimno, a pośladki prawdopodobnie zaczęły odmarzać, wstał i poprawił na sobie mokre ubranie. Nie mógł ułożyć płaszcza, zsuwał się to z lewego to z prawego ramienia, sprawiał wrażenie zbyt obcisłego, zbyt ciężkiego. W przypływie irytacji chciał go zdjąć. Ale przecież… Obecnie to jego jedyny płaszcz… Zachowa go. Może przyda się na później. W końcu musi na czymś spać. Albo mieć, czym się przykryć. Nie miał pewności czy ktokolwiek go przygarnie.
            Powolnym krokiem ruszył przed siebie, wyszedł z założenia, że lepiej by się ruszał niż siedział tak w miejscu i czekał na większy katar, zapalenie płuc czy inne licho, które mógł złapać siedząc na ziemi. Pociągnął nosem, kichnął. Jeden raz i kolejny i kolejny. Karar nagle wypłynął z jego nosa, zupełnie jakby ktoś odkręcił kran. A dla niego zero ratunku…
Przypomniał sobie o chusteczkach, które miał w kieszeni, oh, w końcu nadzieja, w końcu coś dobrego, coś suchego! Przecież chusteczki są zamknięte w opakowaniu, nie mogły przemoknąć. Wygrzebał je, folia była podejrzanie ciężka. Zastanowił się chwilę, czy to możliwe? Nie… nie… nawet chusteczki. Eh. Jedyna sucha rzecz, którą posiadał.
Cisnął je pod nogi, wyładowując na nich ułamek frustracji.
            Szedł przed siebie, pociągając nosem, deszcz wcale nie zmywał kataru, płynącego niemal bez przerwy. Czas rozejrzeć się za suchym miejscem do spania. Poprzednią noc spędził na ławce, było nawet całkiem ciepło. Mógł znieść tą temperaturę. Jednak kiedy deszcz leje się strumieniami, ciężko będzie odnaleźć suchy skrawek ziemi.
Przystanął na chwilę by odpocząć i zastanowić się dokąd iść. Z zamyślenia wyrwało go to, że w głowę przestały uderzać nachalne lodowate krople. Mimo iż przed sobą widział nadal lejący deszcz, on znalazł się w strefie bezpiecznej! Rozejrzał się myśląc, że stanął pod daszkiem. W tej samej chwili zauważył, cień nad sobą oraz postać stojącą obok. Mężczyzna był jedyną osobą, która się zatrzymała. Jedyną w ciągu ostatnich miesięcy życia na ulicy.
- Nic ci nie jest? – zapytał, a jego głos od razu wydał się ciepły i miły. – Cały przemokłeś! Zapomniałeś parasola z domu?
- Ja… Deszcz mnie zaskoczył – szybko odchrząknął, chcąc udawać zupełnie normalnego człowieka, wracającego właśnie do domu. Choć jego zarost, przydługie włosy i pozostałości lepiej, błotnej mazi na twarzy, natychmiast pozbawiały go wszelkich pozorów.
Mężczyzna roześmiał się serdecznie słysząc to.
- Myślę, że o tej porze roku nie powinien nikogo zaskoczyć.
Sasuke odwrócił się w jego stronę całym ciałem, gdyż wcześniej zwrócił w kierunku nieznajomego tylko głowę. Odgarnął włosy z czoła i ukradkiem wytarł twarz z kataru, starał się wyglądać przyzwoicie… Ale to było tak, jakby w dresach próbował wyglądać elegancko.
Mężczyzna widząc jego wysiłki, zdjął kaptur z głowy i sięgnął do kieszeni. Podał mu chustkę, nakazał otarcie nosa i  twarzy. Była to niezwykła chusteczka, ponieważ w dzisiejszych czasach nikt nie nosi cudownie miękkich, materiałowych chusteczek z wyszywanymi inicjałami: N.U. Ogromną przyjemność sprawiło mu używanie jej, w tej chwili cieszył się, że deszcz chociaż trochę zmył z jego twarzy kurz i brud człowieka pozbawionego prysznica. Nie wiedzieć czemu nadal przejmował się nie tylko zaspokajaniem podstawowych potrzeb organizmu, ale też swoim wyglądem. Przynajmniej gdy spotkał tego człowiek zaczął tak myśleć.
- Oh, wybacz. Muszę oddać ci ją brudną… - zerknął na mokrą kulkę w jego dłoni.
- Zatrzymaj – odwrócił wzrok, być może czując zakłopotanie. Wyciągnął dłoń tak jak do uścisku. – Na imię mi Naruto. A ty, kim jesteś?
Słysząc zabawnie złożone zdanie Sasuke parsknął urywanym śmiechem, choć wcale nie było mu do śmiechu. Nieco niepewnie, lecz w końcu uścisnął dłoń blondyna, bo taki kolor miały włosy poznanego wybawiciela.
- Sasuke.
- Słuchaj, nie chcę wtrącać się w nie swoje sprawy, ani w żaden sposób cię urazić. Kilka dni temu i wczoraj i dzisiaj też, widziałem cię… Nadal widzę, w tym miejscu, w tych samych ubraniach. Do tego dziś jesteś zziębnięty i przemoczony. Ja… - zacisnął usta, nie mogąc mówić dalej. – Ja… Nie potrafię przejść obojętnie obok czyjegoś nieszczęścia! Szczególnie, że jesteś młody, pewnie jesteśmy w podobnym wieku. Ja mam dwadzieścia pięć lat, próbowałem postawić się na twoim miejscu i sądzę, że w takiej sytuacji każdy potrzebuje pomocy, a do tego wiem, że mogę ci jej udzielić dlatego…
Sasuke słuchał tego słowotoku coraz szerzej otwierając oczy, sam nie wiedział jak to możliwe, że może otworzyć je tak szeroko. Z drugiej strony chciał aby Naruto w końcu przeszedł do sedna sprawy. Ściemnia się, czas poszukać miejsca do spania na dzisiejszą noc.
- … postanowiłem podarować ci kilka rzeczy! Proszę przyjmij je! Z pewnością ci się przydadzą, z pewnością nie jest ci lekko. Ja… Będziesz tu jutro? Mam pewien pomysł, z pewnością się pojawię!
Kończąc wypowiedź wcisnął mu w dłonie ciężką torbę, potem jeszcze parasole i do kieszeni przemoczonego płaszcza wrzucił jakąś kartkę.
- Daję ci moją wizytówkę jakbyś miał możliwość dzwonienia, w co wątpię, ale jednak wolałem i…
- Naruto – przerwał mu. Nie potrafił zrozumieć skąd ten słowotok u chłopaka. -  Dziękuję za wszystko! Odkąd trafiłem na ulicę, nikt nie był dla mnie tak dobry. Nie wiem, skąd w tobie tyle zaufania i współczucia, jednakże dziękuję ci za to – ukłonił się chcąc w ten sposób wyrazić swoją wdzięczność, choć był to niezwykle oficjalny gest.
- Przykro mi, że nie mogę zrobić nic więcej.

Chłopak był szczery, emocję odbijały się w jego oczach.

2 komentarze:

  1. Hej,
    bardzo mi się to opowiadanie podoba, na początku myślałam, że to Naruto, a to się okazuje, że to jednak Sasuke... podobają mi się opowiadania, gdzie tym biednym jest Sasuke... ciekawe na jaki pomysł wpadł Naruto...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, hej :D
      Szczerze mówiąc to na początku miał być Naruto ale zmieniłam zdanie w trakcie pisania. ;)
      Dziękuję ze życzenia i również pozdrawiam. :3

      Usuń