Witajcie! 💙
Dzisiaj mam dla Was coś nowego. Przez najbliższe trzy tygodnie, w czwartek wieczorem będzie pojawiały się kolejne części. Seria została już zakończona, popracuję teraz nad kolejną, jednak na razie " Księcia" i " Płomyczek" odłożyłam na bok. Miłego czytania!
~ Aoi ~
Piorun uderzył w ziemię, pozostawiając
na niej ślad, w którym momentalnie zebrała się woda. W pobliżu nie było żadnego
drzewa, żadnego schronienia, niczego, co mogłoby odwrócić uwagę boga piorunów.
Nie mógł przecież, od tak zrezygnować z rzucania ognistymi oszczepami. Dlaczego
miałby to zrobić? Po co? Zapewne na górze jest nudno. Nie ma, co robić, a
jedynym zajęciem jest obserwowanie ludzi, którzy z dnia na dzień stają się
głupsi, gorsi, bardziej paskudni i odrażający niż poprzedniego dnia. Zło,
zepsucie, plugastwo… Wszystko to sprawia, że ziemia wcale nie różni się od
piekła. Nie wiele jest różnic. Przynajmniej tak można pomyśleć, kiedy z
pięknego słonecznego dnia, wyłania się mrok, niebo zasłania kurtyna czerni,
strugi deszczu leją się niczym łzy aniołów, a bóg, w ramach zemsty ciska
ogniste gromy.
Inną sprawą jest już to, czy rzeczywiście celuje, czy może
wybiera przypadkowe punkty? Niewinne istoty, rośliny, zwierzęta… Cóż mu
zawinili, że muszą znosić takie katusze? Śmierć w płonieniach, swąd palonego
ciała… Nie, to nie jest nic przyjemnego, ani fascynującego jak twierdzą
niektórzy. Nie, nie i nie.
Spotkał go
taki los, na jaki są sobie zapracował, teraz nie będzie narzekał. Spojrzał w
niebo, westchnął przeciągle. Minęło dopiero kilka minut odkąd rozpętała się
burza, a on już miał dosyć całego świata, odniósł wrażenie, że się od niego
odwrócił, w tym właśnie momencie, bóg o nim zapomniał. Przecież gdyby pamiętał,
nie zrzuciłby tylu nieszczęść… Tyle bólu… Jak można mówić o szczęściu, gdy
moknie się, stojąc na środku zupełnego pustkowia? Dżungla, pełna betonowych
budynków, przepełniona tworami, dzikimi, nędznymi, małymi… Tak, myśli o
ludziach, tak ich postrzega, mimo iż sam jest jednym z nich. Nie czuje więzi
gatunkowej, nie ma instynktu stadnego. Teraz, kiedy przemarzł już do szpiku
kości, każda nitka jego ubrania ocieka wodą, zimny materiał klei się do ciała,
pogarszając już i tak złą sytuację. Gdzie są ludzie? Gdzie jest pomoc? Gdzie
stado, zdolne go ochronić?
Nie ma.
Jest sam, zupełnie sam na tym
wielkim świecie, pośród stali, betonu i dzikich obcych ludzi, zbyt zajętych
sobą by, choć spojrzeć w dół, by, choć zobaczyć, siedzącego na zimnym bruku chłopaka,
porzuconego przez los.
W tej właśnie chwili, kiedy
siedział tak, obejmując kolana i próbując zachować resztki ciepła, zwątpił w
wszelki przejaw ludzkiej dobroci. Zastanawiał się, do czego przyda mu się te
kilkanaście lat życie, podczas którego zdobył popularność, przyjaciół, a nawet
miłość, skoro teraz, gdy najbardziej ich potrzebuje, nie ma przy nim nikogo.
Nie ma nikogo skorego do pomocy. Przechodnie brzydzą się na niego spojrzeć,
myślą, że skoro siedzi na chodniku, starając się schronić pod i tak
przemoczonym kapturem, jest kimś złym. Zło emanuje z niego na każdą stronę, nie
może przecież być uczciwym, godnym obywatelem. Przecież siedzi sam, w deszczu,
na betonie. Nie ma nawet parasolki. Nie oczekuje niczego, od nikogo. Nie ma
prawa, nie ma nadziei, nie ma ochoty ani motywacji.
Westchnął
znów. Samochód przejeżdżając niedaleko niego, rozbryzgał kałużę, zasięg lotu
był tak szeroki, że aż oberwał. Błotna maź uderzyła go w twarz. Znów poczuł się
upokorzony. Zastanawiał się czy kiedykolwiek uczynił coś tak złego, by teraz za
to pokutować? Nie mógł znaleźć takiej rzeczy.
Wszystko
zaczęło się, gdy stracił pracę. Najpierw jego firma zbankrutowała, został na
lodzie, zadłużony na kilka tysięcy, jak każdy z pracowników. Aby zmniejszyć
koszty, szef kazał im brać pożyczki dla dobra firmy. Doszło nawet do tego, że
komornik pozbawił go dachu nad głową, włącznie ze wszystkimi dobrami, które
posiadał. Gdy przyjaciele dowiedzieli się o tym, przestali odbierać telefony,
każdy z nich był bardzo zajęty… Wyjazdy służbowe, ważne uroczystości rodzinne,
które pojawiły się z dnia na dzień i masa innych, na tyle ważnych spraw, by nie
mogli nawet z nim porozmawiać. Dziewczyna z nim zerwała… Oh, i tak chciał
zakończyć ten związek, nieustannie zdradzała go z kolegami z pracy. Myślała, że
tego nie widzi… Na początku się denerwował. Później zrozumiał. Jedyne, co robił
to przygotowywał się psychicznie do poważnej rozmowy.
Rodzice od
dawna nie żyją, z bratem nie rozmawia, urwał z nim kontakt dawno temu, gdy
okazało się, że robił wszystko, by stracił pracę, dom, zalążek rodziny i
zaufanie przyjaciół. (Jak widać udało mu się to osiągnąć.)
Sasuke został teraz sam. Zupełnie sam, na zimnym bruku, w
mokrym ubraniu. Odgarnął z czoła kilka lepiących się lodowatych loków. Włosy urosły mu już tak bardzo, że skręcały
się w loki, a z brody mógłby prawdopodobnie zapleść ładny – dosyć krótki –
warkoczyk. Pukle przeszkadzały mu, spływała z nich woda… Skulił się jeszcze
bardziej okrywając kolana płaszczem. Chciał zachować ulatniające się ciepło, chłód
przeniknął całe jego ciało. Odczuwał boleśnie każdy nerw, żyłkę, skrawek skóry.
Z ziemi biło lodowate zimno, z góry nie lepiej, bowiem deszcz nie należał do
ciepłych. Katar już ciekł mu z nosa, do oczu cisnęły się łzy. Czuł się
beznadziejnie, nic nie zapowiadało poprawy. Nikt nie wyciągnie do niego ręki,
nie rzuci liny ratunkowej.
A to dopiero
kilka minut burzy…
Jak to możliwe, że w kilka zatęchłych minut, wszystko
przesiąkło deszczem i beznadziejnością? Jak świat może zawalić się na głowę w
tak krótkim czasie? Kiedy zaczęło doskwierać mu zimno, a pośladki
prawdopodobnie zaczęły odmarzać, wstał i poprawił na sobie mokre ubranie. Nie
mógł ułożyć płaszcza, zsuwał się to z lewego to z prawego ramienia, sprawiał
wrażenie zbyt obcisłego, zbyt ciężkiego. W przypływie irytacji chciał go zdjąć.
Ale przecież… Obecnie to jego jedyny płaszcz… Zachowa go. Może przyda się na
później. W końcu musi na czymś spać. Albo mieć, czym się przykryć. Nie miał pewności
czy ktokolwiek go przygarnie.
Powolnym
krokiem ruszył przed siebie, wyszedł z założenia, że lepiej by się ruszał niż
siedział tak w miejscu i czekał na większy katar, zapalenie płuc czy inne
licho, które mógł złapać siedząc na ziemi. Pociągnął nosem, kichnął. Jeden raz
i kolejny i kolejny. Karar nagle wypłynął z jego nosa, zupełnie jakby ktoś
odkręcił kran. A dla niego zero ratunku…
Przypomniał sobie o chusteczkach, które miał w kieszeni, oh, w
końcu nadzieja, w końcu coś dobrego, coś suchego! Przecież chusteczki są
zamknięte w opakowaniu, nie mogły przemoknąć. Wygrzebał je, folia była
podejrzanie ciężka. Zastanowił się chwilę, czy to możliwe? Nie… nie… nawet
chusteczki. Eh. Jedyna sucha rzecz, którą posiadał.
Cisnął je pod nogi, wyładowując na nich ułamek frustracji.
Szedł przed
siebie, pociągając nosem, deszcz wcale nie zmywał kataru, płynącego niemal bez
przerwy. Czas rozejrzeć się za suchym miejscem do spania. Poprzednią noc
spędził na ławce, było nawet całkiem ciepło. Mógł znieść tą temperaturę. Jednak
kiedy deszcz leje się strumieniami, ciężko będzie odnaleźć suchy skrawek ziemi.
Przystanął na chwilę by odpocząć
i zastanowić się dokąd iść. Z zamyślenia wyrwało go to, że w głowę przestały
uderzać nachalne lodowate krople. Mimo iż przed sobą widział nadal lejący
deszcz, on znalazł się w strefie bezpiecznej! Rozejrzał się myśląc, że stanął
pod daszkiem. W tej samej chwili zauważył, cień nad sobą oraz postać stojącą
obok. Mężczyzna był jedyną osobą, która się zatrzymała. Jedyną w ciągu
ostatnich miesięcy życia na ulicy.
- Nic ci nie jest? – zapytał, a jego głos od razu wydał się
ciepły i miły. – Cały przemokłeś! Zapomniałeś parasola z domu?
- Ja… Deszcz mnie zaskoczył – szybko odchrząknął, chcąc udawać
zupełnie normalnego człowieka, wracającego właśnie do domu. Choć jego zarost,
przydługie włosy i pozostałości lepiej, błotnej mazi na twarzy, natychmiast
pozbawiały go wszelkich pozorów.
Mężczyzna roześmiał się serdecznie słysząc to.
- Myślę, że o tej porze roku nie powinien nikogo zaskoczyć.
Sasuke odwrócił się w jego stronę całym ciałem, gdyż wcześniej
zwrócił w kierunku nieznajomego tylko głowę. Odgarnął włosy z czoła i ukradkiem
wytarł twarz z kataru, starał się wyglądać przyzwoicie… Ale to było tak, jakby
w dresach próbował wyglądać elegancko.
Mężczyzna widząc jego wysiłki,
zdjął kaptur z głowy i sięgnął do kieszeni. Podał mu chustkę, nakazał otarcie
nosa i twarzy. Była to niezwykła
chusteczka, ponieważ w dzisiejszych czasach nikt nie nosi cudownie miękkich,
materiałowych chusteczek z wyszywanymi inicjałami: N.U. Ogromną przyjemność
sprawiło mu używanie jej, w tej chwili cieszył się, że deszcz chociaż trochę zmył
z jego twarzy kurz i brud człowieka pozbawionego prysznica. Nie wiedzieć czemu
nadal przejmował się nie tylko zaspokajaniem podstawowych potrzeb organizmu,
ale też swoim wyglądem. Przynajmniej gdy spotkał tego człowiek zaczął tak
myśleć.
- Oh, wybacz. Muszę oddać ci ją brudną… - zerknął na mokrą
kulkę w jego dłoni.
- Zatrzymaj – odwrócił wzrok, być może czując zakłopotanie.
Wyciągnął dłoń tak jak do uścisku. – Na imię mi Naruto. A ty, kim jesteś?
Słysząc zabawnie złożone zdanie Sasuke parsknął urywanym
śmiechem, choć wcale nie było mu do śmiechu. Nieco niepewnie, lecz w końcu
uścisnął dłoń blondyna, bo taki kolor miały włosy poznanego wybawiciela.
- Sasuke.
- Słuchaj, nie chcę wtrącać się w nie swoje sprawy, ani w
żaden sposób cię urazić. Kilka dni temu i wczoraj i dzisiaj też, widziałem cię…
Nadal widzę, w tym miejscu, w tych samych ubraniach. Do tego dziś jesteś
zziębnięty i przemoczony. Ja… - zacisnął usta, nie mogąc mówić dalej. – Ja… Nie
potrafię przejść obojętnie obok czyjegoś nieszczęścia! Szczególnie, że jesteś
młody, pewnie jesteśmy w podobnym wieku. Ja mam dwadzieścia pięć lat,
próbowałem postawić się na twoim miejscu i sądzę, że w takiej sytuacji każdy
potrzebuje pomocy, a do tego wiem, że mogę ci jej udzielić dlatego…
Sasuke słuchał tego słowotoku coraz szerzej otwierając oczy,
sam nie wiedział jak to możliwe, że może otworzyć je tak szeroko. Z drugiej
strony chciał aby Naruto w końcu przeszedł do sedna sprawy. Ściemnia się, czas
poszukać miejsca do spania na dzisiejszą noc.
- … postanowiłem podarować ci kilka rzeczy! Proszę przyjmij je!
Z pewnością ci się przydadzą, z pewnością nie jest ci lekko. Ja… Będziesz tu jutro?
Mam pewien pomysł, z pewnością się pojawię!
Kończąc wypowiedź wcisnął mu w dłonie ciężką torbę, potem
jeszcze parasole i do kieszeni przemoczonego płaszcza wrzucił jakąś kartkę.
- Daję ci moją wizytówkę jakbyś miał możliwość dzwonienia, w
co wątpię, ale jednak wolałem i…
- Naruto – przerwał mu. Nie potrafił zrozumieć skąd ten
słowotok u chłopaka. - Dziękuję za
wszystko! Odkąd trafiłem na ulicę, nikt nie był dla mnie tak dobry. Nie wiem,
skąd w tobie tyle zaufania i współczucia, jednakże dziękuję ci za to – ukłonił
się chcąc w ten sposób wyrazić swoją wdzięczność, choć był to niezwykle
oficjalny gest.
- Przykro mi, że nie mogę zrobić nic więcej.
Chłopak był szczery, emocję odbijały się w jego oczach.
Hej,
OdpowiedzUsuńbardzo mi się to opowiadanie podoba, na początku myślałam, że to Naruto, a to się okazuje, że to jednak Sasuke... podobają mi się opowiadania, gdzie tym biednym jest Sasuke... ciekawe na jaki pomysł wpadł Naruto...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej, hej :D
UsuńSzczerze mówiąc to na początku miał być Naruto ale zmieniłam zdanie w trakcie pisania. ;)
Dziękuję ze życzenia i również pozdrawiam. :3