Hej, hej!
Tym razem nieco krótszy rozdział od poprzedniego, być może kolejny będzie dłuższy.
Miłej lektury! I miłego weekendu.
~ Aoi ~
W nocy obudził mnie hałas
dobiegający z korytarza, jednak nie wstałem z kanapy, żeby nie przeszkadzać Sasuke
w wędrówce do łazienki. Wiem, że źle się czuje z faktem, że nie może wychodzić
na dwór ani sam nic załatwić. W tej chwili jest to zbyt niebezpieczne, a im
mniej osób wie, że on się obudził, a co więcej, że jednak żyje – tym lepiej.
Mamy więcej czasu na rozwiązanie zagadki W najlepszym wypadku na jaw wyjdą
knowania Itachiego, a Sasuke odzyska, to co utracił.
Ku mojemu zaskoczeniu Sasuke staną
nad kanapą, ubrany w spodnie od dresu i koszulkę na długi rękaw. Przyglądał mi
się przez chwilę, po czym pochylił się. Chwilę mi się przyglądał, chyba chciał
ocenić czy śpię.
–
Bu! –
powiedziałem dość nagle, jednak cicho. Sasuke drgnął i chcąc odskoczyć, stracił
równowagę.
Widząc, co się
święci, chciałem mu pomóc, jakoś go przytrzymać, chwyciłem więc za przód jego
koszulki, a że siedziałem, nie wiele to dało. Ostatecznie, osiągnąłem tylko
tyle, że zmieniłem trajektorię lotu jego ciała.
Upadliśmy
oboje. On, oczywiście bardziej boleśnie, jednak wylądował na podłodze, zamiast
na krześle, co byłoby zdecydowanie bardziej niebezpieczną opcją. Ja zaś,
upadłem na kolana, z jedną ręką na jego piersi, a drugą na panelach.
–
Oj –
uśmiechnąłem się krzywo. – Wszystko w porządku?
–
Yhym – mruknął i odchylił głowę lekko do tyłu,
by po chwili z jego ust wydobył się wesoły śmiech.
Był to dźwięk tak
przyjemny dla uszu i serca, że aż sam zacząłem się śmiać. Najpierw cichutko,
później co raz głośniej. I tak trwaliśmy w tej dziwnej sytuacji, nie wiedząc z
czego się tak cieszymy. W ciemnym pokoju, w którym jednym, nikłym źródłem światła
była latarnia uliczna, stojąca nieopodal naszego nowego domu. Szczęśliwi,
czerpaliśmy pokrzepiającą siłę, właśnie z tej drobnej chwili radości, którą
udało nam się ukraść złośliwemu losowi.
Po chwili udało mi się opanować,
podniosłem się zgrabnie od razu podając mu rękę. Chwilę później, siedzieliśmy
już na kanapie, przy zapalonej lampce i słuchaliśmy szumu gotującej się wody na
herbatę.
–
Czemu
właściwie wstałeś?
–
Nie mogę spać, zamierzałem cię obudzić i… W
sumie sam nie wiem czego chciałem – wzruszył ramionami.
–
Zapewne
towarzystwa – szepnąłem sam do siebie.
–
Tak, pewnie masz rację – zaskoczył mnie tym,
że to usłyszał. – Może coś obejrzymy? – zaproponował i od razu zabrał się za
szukanie jakiegoś filmu. Niestety nie znalazł nic ciekawego, wobec tego nie
pozostało nam nic innego jak zostawić jakiś nudny program.
Zalałem herbaty –
niestety na kawę było już zbyt późno – i usiadłem obok niego.
Westchnąłem cicho,
poczułem taką nostalgię… Oh, nawet w najśmielszych snach, nie widziałem tak
udanej przyszłości. Zawsze marzyłem o dobrej pracy, mieszkaniu i dobrobycie,
ponieważ to było to, czego całe życie mi brakowało, a jednak, nawet przez myśl
mi nie przeszło, że będę mieszkał z kimś ważnym dla mnie. Mimo iż nadal nie
było idealnie, a sprawy dopiero zaczynały się rozwiązywać, w tej chwili byłem
szczęśliwy. Odczuwałem wewnętrzny spokój, radość płynącą z przebywania z drugim
człowiekiem.
–
Oh,
jak mi tego brakowało! – przytuliłem się policzkiem do ciepłego kubka, po
sekundzie niestety musiałem się odsunąć, był zbyt gorący.
–
Mnie też – odparł. – Czasami zastanawiałem
się, jakby to było, gdybyśmy urodzili się w normalnych domach.
Słysząc to
parsknąłem urywanym śmiechem.
–
Co to
znaczy „ normalny dom”? – zerknąłem na niego ukradkiem.
–
Dobre pytanie – po tym zamilkł na chwilę,
marszcząc czoło. O, myśli! – Myślę, że normalny dom, to miejsce, do którego
chcesz wracać. Tam, gdzie ktoś na ciebie czeka, pamięta i się martwi o ciebie.
Tak w tej chwili opisałbym dom.
Uśmiechnąłem się.
Tak, to zdecydowanie dobrze brzmiący opis domu. Mógłbym nawet taki
zaakceptować, a nawet utworzyć!
Kiedyś…
- O, cała ta
sytuacja jest jakaś dziwna. W jednej chwili z sieroty zmieniłem się w panicza z
bogatego rodu, straciłem przyjaciela zyskując niby-rodzinę i fortunę, z którą i
tak nie mogłem ci pomóc, nikomu nie mogłem… Potem wypadek, teraz dowiaduje się
o śpiączce, a nawet własnej śmierci. Czyż to nie brzmi jak wymyślona na prędce
wyimaginowana historyjka? – w jego głosie usłyszałem smutek.
–
Trochę.
Ale dowiemy się kto za tym stoi, wszystko wróci do…
–
Tylko nie mów do normy – przerwał mi. – Dla
mnie norma to był sierociniec, gdzie razem robiliśmy głupie rzeczy.
–
Dobra,
dobra. Spokojnie, wszystko wróci na właściwe tory. Może być? – parsknąłem
śmiechem.
–
Lepiej już nic nie mów – szturchnął mnie łokciem,
a gdybym miał więcej herbaty zapewne bym nas pooblewał.
–
Wobec
tego mam plan – odwróciłem się w jego stronę. – Skoro oboje nie możemy zasnąć,
pooglądajmy w milczeniu durne teleturnieje. Może to zadziała usypiająco.
–
Nie wierzę, że dasz radę bez gadania – rzucił
mi wyzywające spojrzenie. – Ale spróbujmy.
W odpowiedzi
wygodniej ułożyłem się na kanapie, podniosłem z ziemi koc, pod którym wcześniej
leżałem i przykryłem nas oboje. Dwa odcinki programu później oczy mi się
zaczęły zamykać, zdaje mi się, że powiedziałem niewyraźne dobranoc i
odpłynąłem.
Koniec końców
zasnąłem na jego ramieniu, a co najlepsze, było to najwygodniejsze ramię, na
jakim kiedykolwiek spałem.
Zaczynam dostrzegać chemię między bohaterami :) Rozdział bardzo pozytywny, chociaż faktycznie dość krótki. Ciągle czekam aż coś się między nimi wydarzy... a tu sen na ramieniu Sasuke.. Słodki sen. Mam nadzieję, że w następnym rozdziale będzie więcej tej słodyczy :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam gorąco :)
Hej,
OdpowiedzUsuńtaka miła atmosfera, o tak norma Sasuke uznaje sierociniec, ciekawe czy poznają prawdę i jaka ona będzie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia