Witajcie, a raczej dobry wieczór!
Dzisiaj znowu kolejny rozdział pojawia się kilka minut przed północą ( zdążyłam nim czwartek dobiegł końca. ;p ), oby to nie zniechęciło was do czytania.
Mam też nadzieję, że wśród Was znajdą się osoby, które podobnie jak jak, lubią poczytać coś przed snem.
~ Aoi ~
Gdyby
ktoś powiedział mi wcześniej, że umieranie wygląda w taki sposób nie
uwierzyłbym, dlatego, że to wydaje się zbyt nagłe. Sądziłem, że zobaczę moje
dzieciństwo, może wczesne lata, kiedy miałem jeszcze rodziców. Liczyłem na
spotkanie z nimi.
Rozejrzałem się dookoła, byłem dziwnie
świadomy mojego ciała… Może to był zły sen? Całe zdarzenie, tamta historia.
Może
nie była moja?
Czy
czytałem ostatnio ciekawą powieść? Nie, chyba nie. Nie czytam za często.
Sądzę, że wolałem pracę, zajęcia, za które
mi płacono. Miałem z tego zysk. Zysk był fantastyczny, zwłaszcza, ze zarabiałem
sam na siebie. Miałem? Co więc mam teraz?
Wydaje mi się, że robię postępy w
odczuwaniu. Teraz już wiem, jak poruszać dłońmi. Mogę śmiało podrapać się po
nosie, sięgnąć dłonią do pleców gdzie coś mnie kłuje i do piersi gdzie coś mnie
boli. Boli? Co to znaczy?
Zobaczyłem
niebieską poświatę w tej wszechobecnej czerni. Byłem pewien, że jestem
zawieszony w próżni, w nicości, jednakże niebieski kolor wprawił mnie w
zwątpienie. Poczułem też podłoże pod stopami.
Nagle okazało się, że niebieski, który wziąłem za mgłę to tak naprawdę farba na
ścianach pokoju, w którym stałem.
Znalazłem się na środku pokoju o niebieskich
ścianach, pomarańczowym suficie i granatowych meblach. Nie wiem, kto dobierał
meble ale moim zdanie to jedyna rzecz, którą należałoby zmienić. Nie pamiętam
też kiedy wszedłem do tego pokoju, ani żebym wchodził do jakiegoś domu. Nie
ważne, zapaliłem światło aby lepiej się rozejrzeć. Czułem się tu dziwnie
przyjemnie. Wszystko wydawało się znajome, z jakiegoś powodu wiedziałem jakie
przedmioty zajdę po otworzeniu każdej z szafki. Ah, tak, już wiem. To mój pokój.
Jak mogłem zapomnieć!
-
Naruto! – usłyszałem wołanie, jakby z oddali. – Naruto! Pospiesz się, kolacja
ci wystygnie!
Wołała
mnie mama. To z pewnością ona, nikt inny nie mógłby ze mną mieszkać i być
kobietą jednocześnie! Zobaczę ją! W końcu ją zobaczę!
Rzuciłem
się pędem do drzwi, aby jak najszybciej zejść do jadalni. Tak, mieliśmy
jadalnie. Na korytarzu minąłem nasze rodzinne zdjęcie oprawione w dużą, masywną
ramkę. Byłem na nim ja, z mamą i z tatą, z rodzicami. No tak, każdy ma
rodziców, przecież to nic niezwykłego. Wysoki szczupły na twarzy mężczyzna z
dłuższymi blond włosami z pewnością był tatą. Z kolei kobieta o wyraźnie
długich czerwonych włosach i ciepłym uśmiechu musiała być mamą.
Tak dawno byłem w domu, że aż zapomniałem
jak wyglądają. Nie pamiętam ile lat minęło od naszego ostatniego spotkania ale
musiało to być kilkanaście. Na zdjęciu byłem małym chłopcem. Obok wisiało
drugie zdjęcie, nieco mniejsze i w delikatnej ramce. Na nim zobaczyłem również
siebie ale już starszego, może jestem tam nastolatkiem? Tak, chyba tak.
Siedziałem obok Sasuke, który jedną ręką opierał się o moje ramie a drugą przytrzymywał
swój słomiany kapelusz. Musiało tam bardzo wiać. Śmialiśmy się. Eh, to były
piękne czasy, kiedy mogliśmy jeszcze poświęcać czas na podróże. Teraz już nie
ma kiedy.
Z jednej strony nie mogłem zebrać myśli, z
drugiej zaś w głowie pojawiały mi się nowe fakty, wspomnienia i urwane sceny
ilekroć spojrzałem na przedmioty mijane po drodze.
-
Uważaj – wpadłem na kogoś. - Jeszcze nas
usłyszy. To miała być niespodzianka pamiętasz?
Mówił
do mnie ten blondyn ze zdjęcia… Miałem na myśli tata.
-
Tato – dziwne nostalgiczne uczucie przeszło przeze mnie gdy wypowiedziałem to
słowo. – O czym ty mówisz? Jaka niespodzianka?
-
Znowu zapomniałeś? Kushina ma urodziny! – zerknął za róg. – Sasuke skutecznie
ją zagadał. - Mamy okazję zaśpiewać jej na urodziny.
-
Pewnie znowu udaje, że nic nie wie – powiedziałem mając w głowie sceny z poprzednich
lat, kiedy to mama narywała nas na szykowaniu imprezy. – Tort też pewnie już
widziała, przecież nie zamykasz garażowej lodówki na klucz.
-
Sasuke jest genialny! Zerknij, buzia mu się nie zamyka, zupełnie jak ty. Cieszę
się, ze na siebie trafiliście, bratni dusze powinny być razem.
-
Razem?
Ojciec
wzruszył ramionami.
-
Nie krytykuje, pochwalam wybory syna, to chyba dobrze nie? – mrugnął do mnie. –
A teraz chodźmy zaśpiewać!
Stanął
za mną i wepchnął mnie do jadalni śpiewając.
Gdy tylko weszliśmy do pokoju,
Sasuke też zaczął śpiewać, tata nagle trzymał tort w dłoniach, a mama miała łzy
w oczach. Każdy z nas złożył jej życzenia, a wtedy usiedliśmy do stołu.
Zjedliśmy kolację rozmawiając i śmiejąc się, Sasuke co jakiś czas całował mnie
w policzek albo głaskał moje kolano wprawiając mnie w osłupienie, a rodzice
byli podejrzanie zadowoleni i rozbawieni.
Oh, mogłoby tak być codziennie,
zawsze i na zawsze. Wszystko idealnie. Za idealnie.
Wstałem od stołu i
postanowiłem wyjść się przewietrzyć. Może wtedy coś mi się rozjaśni w głowie.
Zawsze marzyłem o czymś takim, zawsze chciałem zobaczyć rodzinę szczęśliwą
razem. Sasuke pojawił się w marzeniach niedawno ale jednak.
Usiadłem na schodkach werandy. Ku
mojemu zaskoczeniu, mieszkałem w domku jednorodzinnym z werandą i schodami. Dla
mnie to ogromne zaskoczenie.
Poczułem przyjemny
chłód pod pośladkami, wiedziałem, że za kilka minut będzie mi zimno, jednak
teraz było przyjemnie.
Na niebie widziałem
słońce, które oświetlało sporą część nieba, księżyc mogłem zobaczyć gdy
odwróciłem się i spojrzałem na niebo ponad dachem domu. Lubiłem to, że mogłem
oglądać i słońce i księżyc. Gwiazdy też widziałem całą dobę, chociaż zawsze
chciałem zobaczyć bezgwiezdne czarne… Niebo. Znam te słowa.
Bezgwiezdne,
głęboko czarne niebo.
- Czemu tak nagle
wyszedłeś? – usłyszałem tuż za sobą. Aż drgnąłem z przestrachu, nie słyszałem
kroków ani trzasku zamykanych za nim drzwi.
- Wystraszyłeś mnie
– wstałem nie chcąc aby patrzył na mnie z góry. Oparłem się o barierkę i
spojrzałem w niego rozjaśnione gwiazdami. Z jakiegoś powodu, brakowało mi…
Czerni na tym niebie. Gwiazdy są piękne, uwielbiam je ale… Dzisiaj
potrzebowałem czegoś innego. Sasuke położył dłonie na moich ramionach i zaczął
delikatnie masować.
- Jesteś spięty,
stresowałeś się przyjęciem? – wydawał się zmartwiony.
- Myślę, że tak.
Wiesz, że co roku demaskowała z płaczem nasze niespodzianki.
- Tak, pamiętam –
przestał masować, na rzecz przytulenia się do moich pleców. – A właściwie nie
pamiętam. Przecież jeszcze kilka godzin temu, ich tu nie było – wyszeptał mi do
ucha.
W tym szepcie było
coś niepokojącego. Przeszły mnie dreszcze, takie jak przy chorobie.
- Co masz na myśli?
- Jesteśmy w twojej
głowie – szepnął znów, po czym poczułem ostry ból nad biodrem.
Wbił we mnie
sztylet. W tej samej chwili zobaczyłem drugiego Sasuke stojącego kilkanaście
metrów przede mną, celował z pistoletu. Chciałem krzyknąć ale głos uwiązł mi w
gardle, ufałem mu… Kochałem go!
Kochałem?
Patrzyłem jak naciska spust, jak
jego dłoń drga nieznacznie pod wpływem odrzutu. Zrobiłem dobrze prawda?
Uśmiechnąłem się, a potem poczułem rozrywający ból. Znowu mnie boli…
Śmierć miała być
łatwa, miało już nie boleć, a jednak boli. Dlaczego opuszczanie świata tak
bardzo boli?!
Nie chce… nie chce
umierać, boję się.
Oh, na niebie jest
tyle gwiazd, wszystkie teraz gasną. Jedna po drugiej, spadają. Za chwilę ziemia
wybuchnie gdy wszystkie jednocześnie w nią uderzą.
Nikt za mną nie
płacze, rodzice nic nie wiedzą. Szkoda, nie mogę powiedzieć im ostatnich słów.
Zabity przez sobowtóra Sasuke, który teraz rozpływał się w powietrzy niczym
fatamorgana.
Nie widziałem już
nic po z tym bezgwiezdnym niebem, z którego uciekły gwiazdy jak lata mojego
życia. Od desek werandy było lodowate zimno.
A kiedy sądziłem,
że to już koniec, że już znikam jak wizje kochającego mnie Sasuke, poczułem
ciepło.
Ciepło drugiego ciała na mojej dłoni.
Otworzyłem oczy, było mi bardzo ciężko, a przecież zamknąłem je tylko na
sekundę, na sekundę, by nie widzieć jak gwiazdy spadają prosto na mnie.
Jak przez mgłę
zobaczyłem zamazany obraz ciemnowłosego człowieka obok mnie. Moje ciało się
kołysało lekko, zupełnie jakby ktoś je przytrzymywał. Czułem silny ból, cały
czas go czułem. Odbierał mi siły sekunda po sekundzie, zabierał mi głos,
utrudniał oddech i mglił spojrzenie.
Mimo to obraz przed oczami nabrał
ostrości i tylko na chwilę zobaczyłem zapłakanego Sasuke, bladego jak ściana
bielona wapnem. Sasuke głaszczącego moją dłoń. Trzymającego się jej kurczowo,
jakby mogła mu uratować życie. Dłoń nie mogła, jednak ja chyba tak.
Ścisnąłem jak tylko
mogłem najmocniej, poderwał pochyloną głowę i od razu przysunął się bliżej
mojej głowy. Teraz widziałem, że oprócz łez i odcieniu skóry, który widziałem,
był też zakrwawiony. Jego twarzy była opuchnięta, jedno oko miał przez to na
wpół przymknięte.
- Naruto…
Chciałem coś
powiedzieć, lecz mogłem tylko poruszyć kącikiem ust. Nie potrafiłem nawet ich otworzyć.
W głowie nadal mi szumiało, słyszałem same hałasy nic po za tym.
Chyba się uśmiechnąłem,
na pewno próbowałem, a potem znowu zawisłem w bezkresnej ciemności.
WOOOW... Boskie ale dlaczego taka końcówka ??? Mam nadziej że za niedługo będzie nowy rozdział i Naruto przeżyje ^^
OdpowiedzUsuń** Życzę weny :))
Hej,
OdpowiedzUsuńwow rewelacja, wszystko oczami Naruto, mam nadzieję, że przeżyje...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia