Obudziwszy się po
raz kolejny, czułem się dużo lepiej, zwłaszcza, że mogłem swobodnie poruszać
rękoma. Cieszę się, że mnie uwolnili, najwyraźniej okazałem się godnym tego
zaszczytu. Podrapanie się po twarzy sprawiło mi ogromną przyjemność jak i ulgę,
z tym, że nagle zaczęło mnie swędzieć wszystko… Na szczęście po chwili
ustąpiło.
Byłem sam, mogłem
zatem swobodnie wstać z łóżka. Aparatury, do których byłem wcześniej podpięty
zniknęły bez śladu, a koło łóżka zobaczyłem jedynie stojak na kroplówkę, której
na szczęście teraz nie miałem. Ostrożnie usiadłem, a potem wstałem z trudem
trafiając stopami w kapcie, które widziałem po raz pierwszy w życiu. Czyżby
jakieś wyposażenie szpitala?
Podpierając się na wieszaku
„kroplówkowym”, opuściłem salę mijając dwóch policjantów, najwyraźniej
zaskoczonych tym, że postanowiłem wyjść na spacer. Przecież ileż można leżeć… Nogi
potrzebowały rozprostowania, a ja pragnąłem udać się za potrzebą. Teraz mogłem
samodzielnie.
Czułem się trochę
upokorzony, tym, że mam problemy z takimi podstawowymi czynnościami. Podobno
szybko się regeneruje, jednakże nie czuję tego
w odniesieniu do moich ruchów i przemieszczania się. Zapewne powoduje to
długa przerwa w używaniu mięśni.
Oprócz
przedstawicieli służb mundurowych przed drzwiami do mojej sali, na korytarzu
spotkałem dwóch pacjentów i pielęgniarkę siedzącą za ladą recepcji. Wydawała
sprawiała wrażenie nazbyt zainteresowanej gazetką, którą przeglądałam. Miałem
ochotę zapytać, co mądrego z niej wyczytała. Musiało to wywołać swego rodzaju
przełom w jej życiu, bowiem nie perfidnie zignorowała wypowiedziane przeze mnie
powitanie. Chciałem tylko być uprzejmy. Wzruszyłem ramionami i wznowiłem swoją
jakże długą i mozolną podróż.
Miałem kilka problemów z drzwiami od
toalety, na szczęście szybko się z nimi uporałem. Znalazłem tam lustro i
próbowałem obejrzeć moje rany. Niestety, sięgało tylko do połowy klatki
piersiowej, a podskoki sprawiały mi ból, więc mogłem podejrzeć tylko kawałek
opatrunku na torsie i plecach. Właściwie skręcanie tułowia, siadanie, wstawanie
i chodzenie też nie należało do najprzyjemniejszych.
A
w ogóle to miałem na sobie dziwną szpitalną piżamę, niebiesko-białą. Wisiała na
mnie jak worek na ziemniaki założony na strach na wróble. Była zrobiona z
materiału w dotyku przypominającym ścierkę używaną do mycia kuchennych blatów i
w moim odczuciu była zwyczajnie nieprzyjemna. Jednak zawsze lepsza niż nic.
Droga
powrotna do pokoju przebiegła podobnie jak poprzednio. Ci sami pacjenci,
spacerowali powoli korytarzem, pielęgniarka zaczytana, policjanci przed salą.
Zasalutowałem im niemrawo z nadzieją na jakąś interakcję, nie zawiedli mnie odpowiadając
tym samym.
Z
radością powitałem miękkie łóżko i telewizor. Niestety musiałem dodatkowo wstać
po pilota, którego zapomniałem. Potem po wodę… Zmęczyłem się i resztę
popołudnia spędziłem wgapiając się w ekran.
Nic
nie było w telewizji, nikt do mnie nie przychodził. Czułem się samotny. I
głodny. Nie pamiętam, kiedy ostatnio coś jadłem, a dzbanek wody, która do tej
pory łagodziła odczucia głodu cudownie opustoszał.
I
kiedy już myślałem, że oszaleję i umrę z głodu i bólu, olśniło mnie. Mam
pilocik z kolorowymi guziczkami przy łóżku!
Ah,
genialny jestem. Szkoda tylko, że tak długo zajęło mi to całe olśnienie…
Nacisnąłem każdy po
kolei, a po chwili w sali roiło się od różnych osób. Spanikowane pielęgniarki,
lekarz sapiący jak po maratonie, a miny ich wszystkich wyglądały jakby
zobaczyli coś bardzo szokującego.
- Nic panu nie
jest! – wykrzyknął lekarz. – Uruchomił pan alarm!
- Ja? – zdziwiłem
się z uśmiecham. – Ja tylko jestem głodny i potrzebuję telefonu.
- Możecie odejść,
zajmę się tym żartownisiem – między oddechami doktor odprawił resztę personelu.
– Pan Uchiha miał pokazać panu jak używać pilota… Czerwiny naciskamy tylko w
sytuacji krytycznej, gdy pańskie życie jest zagrożone, zielonego używamy gdy
chce pan zawołać pielęgniarkę a pozostałe to ustawienia fotela.
- Ależ moje życie
jest zagrożone! – zwołałem oburzony. – W
ogóle mnie tu nie karmicie, usycham z pragnienia i umieram z głodu!
- Niech nie
żartuje, to nie jest zabawne. Cały odział przez pana tutaj przybiegł.
- Inaczej nawet tu
nie zaglądacie… - mruknąłem nieco zawstydzony zamieszaniem, które wywołałem.
- Na przyszłość
proszę zastanowić się, zanim zacznie się pan bawić pilotem – burknął. –
Obiado-kolaje podamy za godzinne. Tymczasem podam panu kroplówkę, a potem
zmienimy opatrunek.
- Co się stało? –
Sasuke uniósł brwi wchodząc do Sali. – Widziałem tłum opuszczający to
pomieszczenie.
- Widzę, że pojawił
się pan Uchiha, zatem jak sądzę telefon niepotrzebny? – zagadnął doktor
wychodząc.
- Jestem głodny-
powiedziałem patrząc na Sasuke proszącym wzrokiem.
puk puk....
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, ale zamieszanie wprowadził, chociaż trochę się poruszali, i tak jest głodny to sprawa życia i śmierci...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia