Hejo! Zgodnie z Waszym wyborem, dodaję kolejny rozdział "Idealnego". Cieszy mnie takie zainteresowanie tym opowiadaniem. Miłego weekendu!
W tej właśnie chwili usłyszałem dzwoneczek oznaczający przybycie kolejnej osoby. Podniosłem spojrzenie na drzwi, a na moich ustach pojawił się mimowolny uśmiech. Jest. Cały na czarno, ubrany w długi płaszcz, z tą samą skórzaną torbą, którą widziałam wtedy w parku.
Spokojnie podszedł do wieszaka, rozebrał się, i zajął to samo miejsce co zawsze. Idealnie na przeciw lady, tak, że mogłem do woli obserwować bruneta, nie martwiąc się niczym. W końcu miałem go przed oczami, nie? Kiedy szykowałem się, aby podejść i przyjąć zamówienie, zobaczyłem jak mężczyzna wstaje i kieruje się w moją stronę. Stałem, więc i czekałam, starając się nie wyglądać jak szczerzący się idiota. Czy to naprawdę takie dziwne, że cieszą mnie tak małe rzeczy? Chyba zwariowałem...
- Dzień dobry. W czym mogę pomóc? - zapytałem uprzejmie, pamiętając o uśmiechu.
- Chciałbym złożyć zamówienie - przerwał na chwilę, a ja w tym czasie wyciągnąłem długopis i bloczek na zamówienia. - Jedną czarną kawę. Bez cukru i śmietanki.
- Pamiętam - mruknąłem cicho pod nosem, sam do siebie, ale chyba usłyszał, bo drgnął mu kącik ust. - Coś jeszcze?
- Nie, to wszystko. Dziękuję - wrócił na swoje miejsce. A czego ja się spodziewałem?!
Naprawdę muszę zauważać te wszystkie szczegóły? Boże, do czego mi to potrzebne?
Zaniosłem zamówienie do kuchni i cierpliwie czekałem na jego realizację. W między czasie zabrałem brudne naczynia z kilku innych stolików, po drodze kilka razy mijając bruneta. Zupełnie przypadkowo za każdym razem wybierałem dłuższą drogę, zupełnie przypadkowo zahaczyłem o jego wystający po za stolik łokieć, mało nie wypuszczając z rąk naczyń. Odniosłem wrażenie, że za mną patrzy.
Nie.
Nie patrzy.
Wydaje mi się.
Przyciąga moją uwagę, więc i mnie się zdaje, że ja go interesuje. Niemożliwym jest, by facet - w dodatku, jaki facet! - Zainteresował się takim… mną. Oczywiście nie mówię, że czegoś mi brakuje, o nie. Po prostu chyba tylko ja jestem na tyle dziwny by zauroczyć się zupełnie obcym mężczyzną. Zauroczyć? To chyba zbyt mocne stwierdzenie...
- Kawa, czarna bez cukru i śmietanki! - Usłyszałem po chwili z okienka kuchni.
Zerknąłem przez ramię, chcąc oderwać myśli od zadręczania siebie samego odebrałem napój, powoli kierując się do stolika czarnowłosego.
- Pańskie zamówienie - ostrożnie postawiłem przed nim filiżankę pełną parującej kawy. Aromat był tak silny, że nawet po odsunięciu się od naczynka nadal czułem ten zapach. Podniosłem wzrok i trafiłem na spojrzenie czarnych oczu. Głębokie, magnetyczne, aż ciężko oderwać wzrok. Przełknąłem ciężko ślinę, zastanawiając się, co by się stało, gdybym dotknął jego ramienia albo policzka, przez co stałem tam kilka sekund dłużej niż powinienem, a kiedy zdałem sobie z tego sprawę, przeprosiłem. Jak najszybciej oddaliłem się do bezpiecznego punktu za ladą, jednocześnie widząc pytające spojrzenia kelnerek, kręcących się to tu, to tam. Zapewne same chciałyby obsłużyć bruneta.
Ha ha ha!
Nie dam wam!
To mój klient!
Matko... Aż uderzyłem się w czoło uświadamiając sobie, o czym myślę. Wróć na ziemię!
***
Kiedy w końcu wróciłem do swojego pokoju w akademiku, zastałem tam nie lada bałagan. Zauważmy, że impreza wciąż trwała, tylko w węższym gronie niż na początku. Kiba kompletnie zalany, paplał głupoty, chyba nikt go nie słuchał. Jak zawsze z resztą. Dwie dziewczyny spały oparte o moje łóżko, a cztery pozostałe osoby grały w karty o butelkę sake, która się jeszcze ostała. Aż dziwne.
Obrzuciłem zmęczonym spojrzeniem całe pomieszczenie, a dochodząc do wniosku, że i tak tej nocy nie zmrużę oka przyłączyłem się do gry. A nuż wygram? Kto wie. Zaśmiałem się w duchu. Już ja widzę jutrzejszy wspaniały dzień.
***
Rano obudziłem się na łóżku Kiby. Wczoraj... Dzisiaj... Nie ważne. Ostatecznie jednak usnąłem. Zaraz, zaraz. A tak, już pamiętam. Wszyscy zmyli się o czwartej, więc i ja się położyłem. Niech Kiba sam sprząta ten syf. Ach, tak. On dzisiaj umiera. Rzuciłem spojrzenie w kierunku naszej łazienki, z której dochodziły jednoznaczne odgłosy. Tak, chyba przesadził. Krzywiąc się, wyłowiłem czyste ubrania i ręczniki z szafy. Dzisiaj wyjątkowo skorzystałem z łazienki wspólnej, jak za każdym razem po "szalonej imprezce" Kiby, co oznacza korzystanie z niej niemal cały czas…
Umyty i najedzony spojrzałem na zegarek. Czas lecieć na wykłady. Westchnąłem cierpiętniczo, ponieważ dzisiaj jest najnudniejszy dzień w tygodniu. Dodajmy do tego niewyspanie i zmęczenie. Wymarzony dzień na nudne zajęcia. No cóż, trzeba ruszać.
- Tak! Idziemy! - Powiedziałem sam do siebie, próbując napełnić się entuzjazmem.
Niestety, z marnym skutkiem.
Chce wiecej^^-akcja rozwija sie powoli(kiedy oni sie gdzies umowią)ale to dobrze:)) budujesz napiecie-oby tak dalej
OdpowiedzUsuńBędzie więcej!:D I dziękuję. :3
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńrozdział wspaniały, coś mi się zdaje, że Sasuke jednak interesuje się Naruto, o tak Naruto... to mój klient, już wyobrażam sobie jak przelatujesz biegiem pół kafejki, aby jakaś harpia nie przyjęła od Sasuke zamówienia...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia