~ Pół roku później ~
Kochanie,
Dzisiaj
leżąc na śniegu myślałem o Tobie. Nie pytaj, dlaczego leżałam na śniegu, pewnie
chcesz powiedzieć, że to nieodpowiedzialne. Tak, masz rację. Ale śnieg wyglądał
naprawdę zachęcająco, szczególnie wtedy, gdy promienie słońca wyłaniając się z
za chmur sprawiły, że błyszczał niczym miliony rozsypanych diamencików. Znasz
moje zamiłowanie do puchatej kołderki. Na swoje usprawiedliwienie, mogę
powiedzieć, co miałem na sobie. Włożyłem grupą, puchową kurtkę, nawet rękawiczki,
szalik i czapkę, których zawsze rzekomo zapominałem zabrać z domu. Nie
chciałbym się rozchorować, masz wystarczająco zmartwień, a ja nie lubię
przysparzać Ci problemów. Wiem, że nie uda mi się ukryć mojego stanu. I nie
zaprzeczaj, przecież wiem, że ilekroć byłem chory nie spałeś całymi nocami. To
naturalne, ja również się o Ciebie martwię, nie mówię, że ta troska jest zła.
Po prostu chcę byś mógł teraz skupić się na swoich obowiązkach, choć prawdę
mówiąc ilekroć znikasz z mojego pola widzenia czuję niepokój.
Otóż,
kiedy tak leżałem wpatrując się w niebo otoczony szumem drzew pobliskiego lasu,
moje myśli nieustannie uciekały do Ciebie. Hah... Zupełnie jakbym już nie umiał
myśleć o niczym innym. W którym momencie to się stało? Sam nie wiem. Tak po
prostu już jest. Niezależnie od tego, na co chciałem nakierować myśli:
jedzenie, praca, literatura, pogoda czy znajomi, wciąż i wciąż wszędzie tam
byłeś Ty. Gdybyś był obok, zobaczyłbyś teraz, jak łagodnie się uśmiecham,
delikatnie mrużąc oczy. Wciągnąłbym wtedy ramiona, a Ty przytuliłbyś się do
mnie.
Czasami udaje mi się odsunąć na bok obezwładniającą
tęsknotę, lecz tylko na chwilę. To dobrze. Nie chciałbym, pewnego dnia się
obudzić i stwierdzić, że już nie tęsknię. Moja tęsknota odejdzie tylko wtedy,
gdy znów wpasujesz się w miejsce obok mnie.
Dzisiaj wszystko było zupełnie inaczej niż zwykle.
Jak już wspomniałem prawie cały czas myślę o Tobie, ale dzisiaj po raz pierwszy
od dłuższego czasu czułem się tak, jakbyś był bardzo blisko mnie - niemal na
wyciągnięcie ręki - a jednocześnie tak daleko. Na tyle daleko bym nie mógł
nawet do Ciebie krzyknąć czy pomachać.
Powiedz...
Naprawdę musiałeś wyjechać, tak daleko beze mnie?
Przepraszam, wiem, że to nie zależy od Ciebie, po prostu czuję frustrację.
Nie mogę zrobić nic, by być bliżej. Ale już niedługo. Czy to obietnica? Jeszcze
nie wiem. Na razie poczekam, choć całe moje ciało, dusza i serce rwą się do pogoni
za Tobą. Moją rolą na ten moment jest pilnowanie miejsca przy moim boku, by
czekało, aż wrócisz i znów je zajmiesz, ogrzejesz swoim ciepłem.
Hej,
OdpowiedzUsuńświetny rozdział, coraz bardziej podoba mi się to opowiadanie.. niech no tylko się nie rozchoruje...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia