Hej, hej!
Kolejny rozdział "Księcia" już na Was czeka!
Miłego wieczoru, drodzy czytelnicy.
Aoi~
Na
podłodze leżały trzy ciała, a nad nimi klęcząc na jednym
kolanie Gaara. Wszystkich pokrywał kurz, byli potargani i ubrudzeni.
Czoło generała zroszone potem błyszczało oświetlane światłem
płynącym z nieregularnych spięć przerwanych linii elektrycznych.
Skrawek sceny, na którym udało im się schronić dzięki specjalnej
umiejętności piaskowej, był jedynym względnie nie zniszczonym
polem. Trzy nieprzytomne osoby leżały niemalże na sobie. Kiba,
Shikamaru i Naruto leżeli jeden na drugim, wcześniej podtrzymywani
wolna ręką Gaary, nie przesuwali się, jednak gdy tylko ich puścił
zaczęli się z siebie zsuwać. Blondyn upadł pierwszy z głuchym
uderzeniem, za nim Kiba a wtedy obolały i niezadowolony Shikamaru
zaczął się podnosić mamrocząc i stękając z bólu.
Sasuke
odetchnął z ulgą widząc blondyna, osłonionego przed najgorszym
wybuchem. W końcu Sai stał tuż za nim, gdyby tylko go złapał
niechybnie byłby teraz martwy. Mając w głowie wspomnienie
najgorszych scenariuszy, Książę poczuł wstyd. Taka panika… tak
bardzo ludzka bezradność i strach, nie należały do stałego
repertuaru znanych mu uczuć.
-
Gaara – Sasuke położył mu dłoń na ramieniu w cichym geście
podziękowania i podziwu. - Chodź. Dasz radę wstać?
-
Tak – jednak bez pomocy się nie obyło. Musiał oprzeć się na
zaoferowanym ramieniu. - Co się stało z tobą? Byłeś już w
środku jak się waliło?
-
Nie, nie zdążyłem – Sasuke odwrócił wzrok. - Dotarłem chwilę
później i od razu pchałem się do środka.
Gaara
zmierzył wzrokiem czarne skrzydła, robiąc kilka kroków w tył. Z
uznaniem pokiwał głową, otarł pot z czoła i pochylił się
opierając dłonie na udach. Sasuke przyklęknął przy Naruto,
odwrócił go twarzą w swoją stronę i zaczął dokładnie oglądać.
-
Kilka zadrapań, cały w kurzu, piasek we włosach i na ubraniu… -
odgarnął blond włosy z czoła odsłaniając twarz. Wtedy też
głośno wypuścił powietrze z płuc czując, że schodzi z niego
większa część napięcia.
- Ty
– wskazał skinieniem głowy Shikamaru – możesz sam chodzić?
-
Chyba tak – burknął niezadowolony, że nikt się nim nie przejął.
- Deidara?
Gaara
pokręcił przecząco głową.
-
Nie zdążyłem go złapać, był za daleko – ewidentnie się
zmartwił.
-
Musimy go poszukać – mruknął Shikamaru i od razu pokuśtykał w
stronę kupki gruzów nieopodal.
-
Sasuke? Zabierzesz ich? - Gaara wskazał podbródkiem wciąż
nieprzytomnych Naruto i Kibę, w momencie w którym budynek zatrząsł
się po raz kolejny, a na ich głowy posypały się maleńkie grudki
sufitu i pyłu. Książę uniósł brwi czując, że został
zlekceważony. Generał nie powinien zwracać się bezpośrednio po
imieniu do Wielkiego Księcia Mroku, nawet w takiej sytuacji.
-
Tak, Gaara – nie mógł
się powstrzymać przed naciskiem na imię rozmówcy, czym wywołał
delikatny śmiech. Choć sam od początku zwracał się do niego po
imieniu, nie spodziewał się tego samego. Potrząsnął
głową, przeklinając się za taką małostkowość. Doskonale
wiedział, że jeśli któryś z przyjaciół z zespołu ucierpi,
Naruto do końca życia będzie się
zadręczał i szukał zemsty. Jednak
nie zamierzał zmieniać
priorytetów.
Najpierw chłopak, później jego przyjaciele. Wziął
go na ręce najdelikatniej jak potrafił i rozejrzał się za
najszybszą drogą wyjścia. Poruszył skrzydłami i wzbił się w
powietrze, decydując się na drogę przez dach. Musiał uważać na
kable i wodę, ale lepszej możliwości
nie widział. Dodatkowo miał obciążenie, dlatego nie chciał
ryzykować kolejnych
zawaleń jeśli musiałby zrobić sobie wyjście przez na wpół
popękane na wpół zawalone ściany.
Wydostał
się dosyć szybko, zamierzał zostawić Naruto w swoim samochodzie,
do którego dodatkowo jeszcze musiał dolecieć kawałek. Potem wróci
po resztę i zawiezie ich do szpitala – w końcu są tylko ludźmi,
którzy przeżyli tragiczne zawalenie budynku. Tak
jak się spodziewał, auto tało nienaruszone mimo chaosu, policji i
pogotowia krzątających się w okolicy. Ułożył Naruto na przednim
siedzeniu, ucałował go w czoło, zamknął drzwi i wzdychając
wrócił po Kibę. Widział jak Gaara i Shikamaru przeczesują
najbliższe ruiny ale po
zgarbionych postwawach i coraz bardziej gorącowym grzebaniu wśród
gruzów, domyślał się, że na razie nie ma efektów.
Zupełnie
nie zastanawiało go to, że Shikamaru nie reaguje na jego skrzydła
ani na to, że lata w tę i z powrotem nosząc nieprzytomnych
kolegów.
-
Pewnie szok.
Kiedy
wrócił po Shikamaru, Gaara rzucił mu niechętne spojrzenie.
-
Ja tego nie zrobię – rzucił od razu Sasuke – to twój
podopieczny.
-
Nadal nie znaleźliśmy Deidary – zauważył – jeszcze
potrzebujemy jego pomocy.
-
My?
-
A zamierzasz stać i patrzeć? - oburzył się. - Czy może będziesz
dyrygował?
Sasuke
westchnął prawdziwie
niezadowolony i niechętny, jednak wstał z kamienia, który uczynił
miejscem swojego spoczynku i zamknął oczy zbierając energię.
-
Co ty robisz? - generał natychmiast przyskoczył do niego czując
napływ ciemnej, mrocznej mocy, wzbudzającej w nim uczucie
zagrożenia. - Nie możesz nikogo przyzwać…
-
Oh, odsuń się i patrz – burknął zniecierpliwiony. Chciał już
stąd zniknąć, chciał zająć się blondynem. Na pewno potrzebuje
pomocy a oni zabawiają się w ekipę poszukiwawczą. - Szukam
waszego kolegi – dodał widząc, że ten ignoruje jego zrzędliwe
polecenia.
Po
chwili skupił odpowiednią ilość mocy by odepchnąć ją od siebie
w postaci czarnej mgły przeciskającej się przez
najmniejsze szczeliny. Dzięki
tej metodzie szybko zlokalizował kolejne nieprzytomne ciało, które
szczeliwie
okazało
się Deidarą. Miał rozcięty łuk brwiowy, chyba złamaną nogę i
był blady. Gaara zarządził, że weźmie go ze sobą.
-
W takim razie działaj –
rzekł Sasuke dyskretnie łypiąc oczami na Shikamaru. - Ja
swoje zrobiłem.
Gaara
zwlekał, ale ostatecznie podszedł do podopiecznego, traktując go
brutalnym ciosem w tył głowy.
-
Jesteś pewien, że go nie zabiłeś? - zawołał Sasuke widząc jak
uderzony chłopak osuwa się na ziemię podtrzymywany przez generała.
-
Żyje – odpowiedział po demonstracyjnym sprawdzeniu
pulsu. - Ja wezmę Deidarę
jak już mówiłem…
-
A ja Shimakaru – wtrącił się. - Jedziemy do najbliższego
szpitala. Żadnych przystanków.
-
Dokładnie.
-
Możesz latać? Wiem, że… - urwał nie chcąc pouczać kogoś, kto
jest w pewnym stopniu jego rywalem, a nawet wrogiem.
-
To krótki odcinek - mruknął gdy z jego pleców wystrzeliły
szaro-czerwone skrzydła.
-
Pasują ci do włosów – Sasuke przekrzywił głowę pierwszy raz
mając okazję podziwiać takie skrzydła z bliska. - W ramach
chwilowego sojuszu mogę się tym zająć – dodał nie chcąc
wprost mówić, że sam poradzi sobie lepiej z przeniesieniem kolejno
trzech osób, mimo
widocznego wyczerpania.
-
Twoje też niczego sobie –
odchrząknął omiatając
wzrokiem imponujące czarne pióra przeplatane srebrnymi. Ostrożnie
wziął
na ręce, najbardziej z nich wszystkich, poranionego blondyna.
-
Jak już mamy element kurtuazyjny za sobą, mniemam, że możemy się
stąd wynieść? – Sasuke pozwolił sobie na krótki
śmiech, po czym dźwignął ze stęknięciem zneutralizowanego
szatyn. Po raz kolejny wzbił
się w powietrze, udało mu się dolecieć do samochodu i upchnąć
tam przyniesionego chłopaka, po czym pomógł jeszcze Gaarze ułożyć
na tylnym siedzeniu auta generała drugiego rannego.
-
Co tam się stało? - Sasuke zapytał gdy zgrzani i spoceni zamknęli
drzwi i mieli się rozejść do swoich samochodów.
-
Za późno odczytałem wiadomość – oparł się o drzwi kierowcy.
- Ledwo zdążyłem zgarnąć chłopaków w jedno miejsce i otoczyć
osłoną z pasku.
-
Więc dlaczego są tak poturbowani?
-
Deidara stał za daleko, Sai użył więcej niż jednego granata.
Jednego rzucił w nas, drugiego w tłum, trzeciego trzymał.
Zamknąłem go w drugiej kopule. Chciałem zaabsorbować cześć
wybuchu.
-
Nadal nie widzę przyczyny waszych ran – wtrącił przyglądając
mu się uważnie.
-
Mój piasek był za słaby,
rzuciło nas na kolumnę, oni stracili przytomność cudem nie
zasypały nas gruzy.
-
Teraz to i tak nie ważne –
westchnął Sasuke – zabierzmy ich do szpitala, niech twoje legiony
patrolują okolicę, moim zlecę to samo – machnął ręką
odchodząc w stronę samochodu. Nim wsiadł, z żalem schował
skrzydła. - Gaara –
zawołał jeszcze. - Dziękuję.
Widział
szok na twarzy generała, jednak niczym się nie przejmując
zamknął drzwi, uruchomił silnik i nachylił się do Naruto by mu
się przyjrzeć, a także zapiąć mu pas. Przyglądając
się twarzy poczuł zimy dreszcz strachu zalewający wszystkie
zmysły. Zapalił światełko żeby się upewnić: z nosa i ust
blondyna leciały cienkie stróżki krwi.
-
Naruto? - szepnął. -
Hej, Naruto? - brak odpowiedzi.
Niezgrabnie
lecz ostrożnie zapiął pas, sprawdził puls. Słaby, wyczuwalny.
Rzucił jeszcze szybkie spojrzenie na pozostałych pasażerów:
w tym świetle wyglądali, tak jak wcześniej.
Nie
marnując więcej czasu, ruszył z piskiem, jako cel obierając
najbliższy szpital.
Hej,
OdpowiedzUsuńuff, uff... uratowani, bardzo mnie to cieszy... ale czemu Shikamaru nie reaguje na widok skrzydeł u Sasuke? to wygląda tak jakby dla niego to była normalna rzecz, tak jakby wiedział kim jest Sasuke... no albo po prostu miał styczność z takimi istotami...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia