Informacja!

piątek, 6 października 2023

Drodzy czytelnicy, blog nadal jest aktywny! Cały czas tu jestem, piszcie do mnie, komentujcie! Na pewno odpowiem prędzej czy później. Możecie pisać formularzem do kontaktu (prawa kolumna, zaraz pod archiwum), w mailu albo w komentarzu. Będzie mi miło otrzymać waszą wiadomość!

Aoi ~

czwartek, 2 sierpnia 2018

Książę ciemności XI

Witajcie, jak się macie? U mnie są bardzo intensywne upały, każdego dnia niebezpiecznie zbliżam się do rozpuszczenia się z gorąca. 😂 Zdecydowanie wolę jesień i zimę. A jak Wy znosicie taką pogodę?
Aoi ~



Sasuke uderzał skrzydłami raz po raz starając się osiągnąć możliwie najwyższą prędkość. Nie wiedział czy Gaara przeczytał wiadomość, nie mógł też sprawdzić-wyciąganie telefonu przy takiej prędkości było więcej niż ryzykowne. Z każdy ruchem skrzydeł, pojawiało się spięcie mięśni, całe plecy: od pasa w górę pulsowały, bólem obejmującym ramiona. Od dawna nie wymuszano na nich takiego wysiłku i choć uwolnienie czarnych połaci piór przyniosło ulgę i sprawiło właścicielowi radość, to praca wkładana w tępo nadwyrężała każdy skrawek ciała. Poruszał się tak szybko, że aż zostawił za sobą delikatną czarno-srebrną smugę, która znikała po sekundzie, goniąc za Sasuke.
    Wiatr huczał mu w uszach i smagał policzki lodowatymi ostrzami, musiał mrużyć oczy by cokolwiek widzieć jednak najważniejszy był teraz Naruto. Droga powrotna do klubu, wydawała mu się nieporównywalnie dłuższa, od tej do mieszkania. Choć nie zmniejszył prędkości, miał wrażenie że wcale nie przybliża się do celu, a czas wciąż uciekał. Dziesięć minut na powstrzymanie katastrofy to niebezpiecznie mało, nawet dla tak potężnego Sasuke. Zastanawiał się dlaczego ktoś kto kilka dni temu próbował mu grozić i rzucać wyzwanie, co do „zdobycia” Naruto, nagle postanawia podjąć próbę samobójstwa? Jeśli naprawdę jest banitą światła, mimo utraty zdolności widzenia sobie podobnych, powinien ich wyczuwać choć w najmniejszym stopniu.
    Nagle gdy już widział majaczący w oddali kształt budynku, w którym umiejscowiono klub, przez myśl przeszedł mu plan jaki mógł opracować Sai. Nie mogąc określić czy w jego otoczeniu żyją inni żniwiarze - nie ważne czy światła, mroku czy szarej strefy - owładnięty obsesją na punkcie uroczego śmiertelnika, postanowił popełnić samobójstwo, pociągając go za sobą. Zapewne liczył na to, że czas działając na jego korzyść pchnie blondyna w jego ramiona ale wtedy pojawił się ktoś inny: pociągający, mroczny – dosłownie - Książę Sasuke.      To pokrzyżowało jego plany, zmuszając do desperackiego kroku: zabicie obiektu obsesji. W najgorszym wypadku obaj trafia w ręce z wysłanników jednej lub różnych stron, a w najlepszym odrodzą się, co pozwoli Saiowi na odszukanie blondyna oraz kolejną próbę... Oh, cóż za śmieć światła... A to podobno oni są tymi lepszymi i szlachetnymi. Jednak jednego nie mógł wiedzieć: ukochany Naruto jest ważnym i potężnym władcą pieklą.
- Nie pozwolę mu zrealizować tego planu - było to coś w rodzaju obietnicy, którą Sasuke złożył sobie, lecz także blondynowi.
Spekulacje mogły być błędne, ale wydawały się najbardziej prawdopodobne, a co więcej: w połączeniu z groźbą „zobaczysz, on jeszcze będzie mój” układały się w całkiem sensowny obraz.
    Sasuke czuł jak drżą mięśnie pracujące pod skórą, zauważył też że nieznacznie zwolnił tępo lotu. Zaklął pod nosem pozwalając by wiatr porwał plugawe słowa. „Jeszcze trochę” myślał gorączkowo, „jeszcze kawałek”. Robił co mógł, by utrzymać się w powietrzu lecz stopniowo wytracał prędkość i wysokość, aż w końcu skrzydła zadrgały, odpowiadając na jego starania paraliżującym bólem i przestały pracować mimo najszczerszych wysiłków Księcia.
Spadał. Pędził ku ziemii jak ciężki głaz zarzucony z krawędzi niebios ku uciesze psotnych rekrutów. Przypomniał mu się upadek, bolesne wspomnienie odsuwane od dziesięcioleci.        Znowu był bezradny, mógł tylko bezradnie lecieć sparaliżowany echem powracającej przeszłości. A kiedy już sadził, że znów doświadcza dawnego bólu, na zamkniętych powiekach zobaczył wesołe, czyste oczy Naruto, jego uśmiech, potargane włosy, zabawne blizny... I pomyślał, że wszystko straci jak dawniej, bo ciało, ograniczająca go forma w ludzkim świecie, nie pozwala mu uratować jedynego szczęścia, które odnalazł po tylu latach.
Znalazłszy nowe pokłady determinacji i siły ożywił się, zmuszając ciało do oddania mu władzy nad mięśniami. Po upływie tych wielu cennych sekund, zmarnowanych na bezcelowe spadnie poruszył mięśniami wprawiając onyksowe skrzydła w drganie, uderzył z impetem i głośnym hukiem w ziemie. Upadek wycisnął z jego płuc całe powietrze, które tam jeszcze było, świat eksplodował bólem, przed oczami tańczyły cienie, a on leżał z rozłożonymi skrzydłami, ramionami tuż obok nich i nogami ułożony na kształt litery v.
- Nie... wierzę - wyspał zachrypniętym głosem - przez takie... ludzkie... ja... nie...

Bracie, nikt ci nie karze wierzyć, wystarczy, że wstaniesz.

Jak zawsze Itachi przybył mu na ratunek.

Pamiętaj kim jesteś, daj sobie chwilę, a samo się zregeneruje.

- Ale... nie mam... chwili...
Na pewno było już za późno, a jeśli nie... To on i tak nikogo nie ochroni, w stanie do jakiego doprowadził się z głupoty.

Wielki Książę pokonany przez słabe mięśnie”. Umieszczę to na pamiątkowym pomniku.     

     Brunetowi drgnął kącik ust na dźwięk śmiechu brata, a stróżka kwi popłynęła sięgając karku. Itachi umie żartować nawet w takiej chwili, jakie to niepoważne. Ale poruszył się, znosząc ból najdrobniejszej części ciała. Naruto. Źródło przyświecającej mu siły. Zrobił niepewny krok, odkrywając, że prawie się zregenerował, choć ból i tak pozostał. Kaszlną, wypluł resztę krwi, otarł usta wierzchem dłoni i znów spróbował wbić się w powietrze. Nie mógł nadziwić się temu jak szybko postępowało leczenie. Przelotnie zerknął na zegarek w telefonie. Ekran był cały popękany ale cyfry; wciąż widoczne. Zostały dwie minuty.
Bardzo się starał jednak czuł narastającą panikę. Dwie minuty to zdecydowanie za mało zwłaszcza, że już raz ciało odmówiło współpracy. Jeżeli straci go przez swoją słabość, nigdy się nie wybaczy. O bolały parł przed siebie, mając wrażenie, że dystans który pokonuje jest za mały. To trwa zbyt długo. Ciało zregenerowało już najgorsze obrażenia dzięki czemu mógł znów się poruszać, choć to pozostawało wiele do życzenia. Nadal bolało, nadal był powolny.
Nic nie było teraz ważne, nic po za życiem nieświadomego blondyna. Ten ostatni odcinek pokonał nakładem dużego wysiłku, powtarzając w głowie: muszę zdążyć, muszę zdążyć.
Zbliżając się do budynku, widział zastępy światła i mroku emanujące łuną. Czerń niespokojnie krążyła i się przemieszczała, biel cierpliwie czekała skupiona na dachu.
- Udało się, jeszcze zdą... - w słowa wdarł się przytłumiony huk. Sasuke zmarł na kilka sekund, a potem runął w Stone wejścia. Nim jednak wyleciał do środka nastąpił kolejny grzmot, po nim kolejny i kolejny.
Paniczne okrzyki t tłumu ogłuszyły go, po czym fala ludzi zaczęła wylewać się przez otwarte drzwi. Zapanowała panika i chaos, wszyscy chcieli uciec nim walące się elementy budynku spadną im na głowy. Wygląda na to, że Sai użył nie tylko granatu lecz także innych materiałów wybuchowych. Chciał pogrzebać ich wewnątrz klubu, a raczej pod gruzami w które właśnie się zmieniał. Ludzie taranowali się wzajemnie, przepychali, krzyczeli, nawoływali i płakali. Ktoś krzyczał by wezwać pomoc.
     Książę otrząsnąć się po chwili jednak wejście do środka uniemożliwiali uciekający. Spora część osób utknęłam wewnątrz, kątem Książę zauważył też jak żniwiarze zaczynają walkę o dusze. Siłą przepchnął się przez masę rąk i nóg prąc przed siebie, w tym szale nikt nie zwróci uwagi, na szaleńca ze skrzydłami wchodzącego wprost w śmiertelną pułapkę. Pył, kurz i brak światła skutecznie uniemożliwiał zobaczenie sceny. Przerwane kable, zakrwawione ciała, iskry sypiące się z dachu... Fragmenty sufity i ścian, szkło, porzucone torby i ubrania. Wszystko, co mijał nie wywołało w nim nawet cienia strachu, myśl która przerażała go najbardziej: wizja martwego Naruto, jego dusza czekająca przy ciele. zdezorientowana. Zdezorientowana. Nieświadoma. Ze złości i frustracji uderzył z całej siły w najbliższą przeszkodę wydając z siebie wrzask wściekłości. Udało mu się wybić sporego rozmiaru dziurę we fragmencie betonu.
- Chyba złamałem kości w dłoni - mruknął patrząc na świeżą krew. Wzruszył ramionami próbując zignorować nowy ból. Jak tylko przeszedł przez dziurę, przejście zawaliło się. Sasuke jednak stale szedł w kierunku sceny. Tutaj sytuacja wyglądała dużo gorzej. Widać, że faktycznie musiał użyć granatu: krew - pewnie więcej niż jednej osoby - spływała po ścianie, jedna z kolumn będąca przy samej scenie w połowie zawalona, pociągnęła za sobą spory kawałek sufitu, w którym teraz ziała pokaźna wyrwa. Od tego zapewne zaczął zawalać budynek. Możliwe, że nie wykorzystał wszystkiego: nadal stała druga kolumna, po lewej stronie seny. Był to jedyny skrawek ocalony przed zawaleniem. Sasuke musiał schylać się i przeciskać między kupami gruzu, betonu i ludzkich ciał uważając na zwisające przewody elektryczne i kałuże wody z uszkodzonych rur.
     Wydawało mu się, że widzi coś na kształt kopuły, z której spał się piasek.
- Czyżby się pod tym schronili? - powiedział przyspieszając w przypływie radości. Znalazłszy się przy samej kopule mógł stwierdzić, że faktycznie jest zrobiona z piasku, który teraz poruszał się na niej, przypominając żywą materię. Zmarszczył brwi, to musi być czyjąś umiejętność. Dotknął piasku, postukał w powierzchnię, ale to nic nie dawało. Rozejrzał się, nigdzie śladu żywych, w tym, tego durnego banity Saia.
    Nie chciał używać amaterasu, z obawy przed skrzywdzeniem blondyna. Nie przychodził mu do głowy inny sposób otworzenia ochronnego piaskowego kokonu.
Wziął głęboki wdech, ułożył place w pełni sprawnej dłoni przy ustach, i już miał dmuchnąć płomieniem czarnego wieczne płonącego ognia, gdy w skorupie pojawiła się mała luka. Sasuke pochylił się chcą zobaczyć z bliska, czy mnie da się jej poszerzyć lecz w tym momencie piasek opadł na ziemie. Ukazując kilka leżących na parkiecie sceny ciał.

1 komentarz:

  1. Hej,
    o tak Sasuke taki zdesperowany, powiedz mi, że pod tą kopułą jest Naruto cały i zdrowy...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń