Informacja!

piątek, 6 października 2023

Drodzy czytelnicy, blog nadal jest aktywny! Cały czas tu jestem, piszcie do mnie, komentujcie! Na pewno odpowiem prędzej czy później. Możecie pisać formularzem do kontaktu (prawa kolumna, zaraz pod archiwum), w mailu albo w komentarzu. Będzie mi miło otrzymać waszą wiadomość!

Aoi ~

sobota, 22 grudnia 2018

Wigilijne życzenie-SugaxV z BTS (nietypowe opowiadanie na blogu!)

Moi drodzy, dzisiaj nietypowa świąteczna niespodzianka. Co prawda opowiadanie nie ma związku z SasuNaru ani z mangą i anime, ale nawiązuje do kwestii k-popu bowiem głównymi bohaterami jest dwóch członków zespołu BTS. Opowiadanie napisałam na lokalny konkurs w ramach konwentu k-popowego. ;) Miałam dużo wątpliwości i whaałam się czy powinnam publikować tego typu opowiadanie (dotyczące k-popu) na blogu poświęconym SasuNaru, jednak oto jest! Mam nadzieję, że ciepło je przyjmiecie. 



Spojrzałem w stronę okna z nadzieją na niepowtarzalne, klimatyczne widoki. Doszukiwałem się świątecznego nastroju - fantazyjnych wzorów wymalowanych na szkle szronem, śniegu wolno spadającego z nieba, drzew ozdobionych kolorowymi lampkami i ozdobami - praktycznie wszędzie, niestety bez powodzenia, bowiem za każdym razem, gdy kierowałem wzrok za oko, widziałem nasz rozległy ogród, który w tym roku postanowiłem udekorować sam. Miałem wizję, genialny pomysł kiełkujący w myślach od początku grudnia, z tym że zbieranie materiałów zajęło mi więcej czasu niż początkowo założyłem, dlatego też dopiero dzisiaj, w dniu świątecznej kolacji, wstałem wcześnie rano, z nadzieją, że wszystko przygotuję na czas. 

Ziewnąłem, przeciągnąłem się czując jak ciało budzi się do życia po całonocnym śnie. Całonocny to wiele powiedziane, zaśmiałem się sam do siebie, do trzeciej kończyłem pakować prezenty dla przyjaciół, nie mogłem pozwolić sobie na błąd, chciałem żeby wszystko było perfekcyjne, idealne, chcę ich zaskoczyć i wywołać uśmiechy na twarzach. Ubrałem się ciepło, a następie kolejno wynosiłem kartony ze światełkami, niedużymi lampionami ogrodowymi, ozdobami, które chcę wykorzystać do udekorowania ogrodu. Było zimniej niż założyłem, jednak o siódmej rano nadal można zmarznąć, choć już widziałem słońce wychodzące zza horyzontu, które ogrzewało i rozjaśniało wszystko dookoła. Cienka warstwa śniegu pokrywająca trawę i ścieżkę skrzyła się od promieni słońca wprawiając mnie w zachwyt. Uwielbiam ten moment, kiedy promienie słońca spotykają się ze śniegiem dając efekt miliona rozsypanych diamentów, błyszczących się przed moimi oczami. Pominę kwestię oślepiania po dłuższym czasie oglądania tego pięknego zjawiska. 

Odetchnąłem głęboko porannym zimowym powietrzem, ostrym i kłującym, a zarazem orzeźwiającym. Zatarłem dłonie, klasnąłem kilka razy, po czym wyłowiłem pierwszą plątaninę kabli z pudełka, ekscytując się efektem jaki osiągnął moje wysiłki. Chciałem ozdobić kilka najbliższych drzewek i krzewów, myślę, że obwieszenie całego ogrodu zajęłoby mi więcej niż pół dnia, a przecież jeszcze mam w planach inne rzeczy, jak na przykład spotkanie z Tae-hyungiem, zanim wstaną pozostałe osoby. Potrząsnąłem głową, muszę zająć się czymś innym. Przewiesiwszy przez ramię sporą ilość kabli rozstawiłem drabinę uważając na potencjalne nierówności terenu, nie chciałem przecież zrobić sobie krzywdy w dniu świąt. Nieufnie postawiłem stopę na pierwszym stopniu i powili wchodziłem wyżej aż znalazłem się w odpowiednim miejscu, żeby rozwiesić pierwsze światełka. Nieudolnie zarzucałem je na gałązki małej choinki z rozpaczą stwierdzając, że zachowanie równych odstępów graniczy z cudem nawet jeśli drzewko nie ma zbyt okazałych rozmiarów. 

Uporawszy się z tym zadaniem postanowiłem rozłożyć latarnie wzdłuż ścieżki prowadzącej przez ogród do zadaszonego miejsca, w którym znajduje się kilka ławek i przenośny grill. 

To już poszło dużo łatwiej, szybciej i przyjemniej. Musiałem tylko pamiętać, aby wszystkie latarnie były połączone, żeby każda świeciła. Planuję to posprzątać zaraz po świętach, może dopiero po nowym roku, ale na pewno nie zostawię tego na stałe, toteż liczę na to, że spadnie więcej śniegu, który zakryje kable zdradzające sposób uruchomienia świateł. W mojej wyobraźni wyglądało to dużo lepiej niż w rzeczywistości, ale nie załamuję się! Wieczorem jak już wszystko włączę, będzie świetnie. 

- Hej, Yoon-gi, co robisz? - Usłyszałem znajomy głos i zamarłem, sparaliżowany strachem, niepewnością i poczuciem klęski. Tak oto mój drogi przyjaciel V, przyłapał mnie na dekorowaniu ogrodu, co za wszelką cenę chciałem ukryć, żeby wykorzystać to jako element zaskoczenia przy tworzeniu magicznego świątecznego nastroju podczas dzisiejszej kolacji. Niechętnie się wyprostowałem, tymczasowo porzucając swoją pracę by dowiedzieć się, skąd dochodzi wołanie. Tae - hyung stał na progu drzwi prowadzących z salonu do ogrodu, ubrany w kurtkę i owinięty niebieskim szalikiem. Trzymał dłonie w kieszeniach, oparty ramieniem o framugę drzwi obserwował z zaciekawieniem moje poczynania. Wywołałem wilka z lasu, przeszło mi przez myśl, dopiero o nim myślałem, a tu nagle słyszę jego ciepły głos. Mimo dzielącej nas odległości mogłem zauważyć, że nie minęło dużo czasu odkąd wstał. Zmierzwione jasne włosy nie zaczesane po śnie, wydaje mi się, że powieki miał lekko opuchnięte i ledwo otwierał oczy, do tego ziewnął już dwa razy odkąd go zobaczyłem. Podejrzewam, że oparł się dla zachowania równowagi. Ustawiłem ostatni lampion po prawej stronie ścieżki, przeniosłem się na lewą zaczynając pracę od nowa. Teraz wracam tą samą drogą którą tu przyszedłem, zależało mi na obustronnym rozstawieniu świateł, ścieżka miała być oświetlona jak pas startowy. 

- Ustawiam lampiony, chcesz mi pomóc? - Odpowiedziałem z nadzieją, że to zrobi. Skoro już mnie tu znalazł, ubrał się i pofatygował na zewnątrz możemy zrobić to razem, będzie raźniej i weselej. Po za tym zyskam pewność, że nie pobiegnie po resztę, żeby doszczętnie zniszczyć mój genialny plan własnego wkładu w tegoroczne święta. Pierwszy raz organizujemy tak huczne święta, zapraszamy nasze najbliższe rodziny i współpracowników, zależ nam na spędzeniu tych dwóch dni z nimi wszystkimi. Nie chcemy się rozdzielać ani zmuszać nikogo do wyboru rodzina czy przyjaciele. 

- Tak, idę – odepchnął się od framugi ruszając w moim kierunku. Nie spieszył się, powoli szedł w moją stronę nawet nie starając się podnosić nóg. Zostawiał za sobą pociągłe ślady zupełnie jakby sunął na nartach, albo czymś podobnym. Zdążyłem rozstawić trzy lampiony zanim do mnie dotarł. Od razu objął mnie, na krótką chwilę przenosząc ciężar ciała na mnie przez, co niemal się przewróciłem. Zachwiałem się, ale przyzwyczajony do takiego zachowania zachowałem równo-wagę, choć nie powiem, że było to łatwe. Trwało to może kilka sekund, po czym puścił mnie, odsunął się i z sennym uśmiechem zapytał: 

- Mam je rozstawić tak jak te po drugiej stronie? 

- Tak, chcę żeby były równolegle. 

- Ah, dobrze – wyciągnął jeden i zaczął mocować. - Nie są przypadkiem zbyt gęsto? Wydaje mi się, że będzie za jasno. 

- Jest dobrze – powiedziałem nie podnosząc wzroku znad kabli. 

V chwilę milczał, przeniósł pudełko kawałek dalej podał mi lampion i sobie też wyciągną. Przez chwilę praca przyspieszyła, zacząłem myśleć, że zdążymy i jeszcze będę miał czas w zapasie, aż nagle wypalił: 

- Jesteś pewien, że to dobry pomysł? A co jak któryś się nie zapali albo kable będą cały czas widoczne? Ktoś może się potknąć. 

- Jedyna osoba, która może się potknąć, będzie w pełni świadoma obecności kabli – odparłem natychmiast, czując ziarnko irytacji kiełkujące gdzieś w środkowej części klatki piersiowej. Hej, przecież się staram! Czemu musi kwestionować moje pomysły? 

- Kto? - chyba nadal się nie obudził. 

- Ty – podniosłem wzrok i mrugnąłem do niego uśmiechając się lekko kącikiem ust. Zanim ustawiłem kolejne światełko, usłyszałem jak śmieje się pod nosem. - Właściwie, co tu robisz? - zapytałem, bo naszła mnie pewna myśl. Dlaczego po tuż po wstaniu, postanowił ubrać się i wyjść na zewnątrz? Szczególnie, że wczesne godziny poranne to nie jest dobry czas na wstawanie, a raczej nie należy do upodobań Kim Tae-hyunga. 

- Obudził mnie jakiś hałas na dole, a potem nie mogłem zasnąć więc odsłoniłem zasłony w pokoju. Wtedy zauważyłem jak mocujesz się z lampkami na drzewie, uznałem, że przyda Ci się pomoc, więc ubrałem się i wyszedłem. 

Skwitował wzruszeniem ramiom wprawiając mnie w zdumienie prostotą i szczerością wyjaśnienia. Właściwie sam nie wiem, czego się spodziewałem czy raczej, co chciałem usłyszeć ale ta odpowiedź wydała mi się na tyle zadowalająca, że nie drążyłem tematu. Poczułem raczej wdzięczność, że postanowił mi pomóc, albo chociaż dotrzymać towarzystwa. Natychmiast zacząłem się zastanawiać, co takiego hałaśliwego zrobiłem, żeby obudzić V ale nikogo innego? Ah, nie udało mi się powstrzymać drzwi przed trzaśnięciem, kiedy wynosiłem ostatnie pudło. Mam szczerą nadzieję, że pozostali postanowili wrócić do snu, ewentualnie nic nie zauważyli i nie wychylą nosa z pokojów aż do południa. 

- Cokolwiek wywabiło cię z domu jestem wdzięczny za pomoc – odruchowo skłoniłem głowę chcąc lepiej wyrazić moją wdzięczność. - W porządku to był ostatni, możesz zanieść pudło pod drzwi, a jak wyciągnę lampki? Zostało kilka drzew do ozdobienia, a jak widziałeś sam nie radziłem sobie najlepiej. 

- Dobra. 

Zamiast dźwięku butów skrzypiących na śniegu nie usłyszałem nic, a kiedy odwróciłem się w stronę Tae-hyunga, natychmiast tego pożałowałem. Zdążyłem tylko zarejestrować ruch i już poczułem uderzenie zimna na twarzy. V miał niesamowicie celne oko – albo zadziwiające szczęście - dzięki czemu trafił śnieżką dokładnie między oczy. Podczas gdy ze mnie spływał śnieg, V śmiał się do rozpuku, ciesząc się ze zwycięstwa. Starłem pozostałości śniegu i sam zrobiłem kulkę. Wykorzystując element zaskoczenia – chyba nie podejrzewał, że tak szybko się zbiorę – odpłaciłem mu dokładnie tym samym. Jego śmiech ucichł a mój rozbrzmiał po całym ogrodzie. 

- To oznacza wojnę! - zawołał zbulwersowany. Hej, czy tylko jemu wolno atakować mnie śniegiem? 

Zamiast wieszać resztę ozdób, zaczęliśmy bitwę na śnieżki, choć śniegu nie było wcale tak dużo. Na zmianę któryś z nas obrywał i atakował, czasem chybialiśmy, aż w końcu rzuciłem się na niego i razem sturlaliśmy się kilka metrów z niewielkiej górki, niemal lądując na lampionach na końcu ścieżki. Po drodze V zgubił szalik, ja rękawiczkę, ale nie przejmując się tym, podniosłem się siadając na nim okrakiem i nabrałem pełną garść śniegu. 

- Poddaj się! - zawołałem rozbawiony zbliżając pełną dłoń do jego twarzy. Kilka drobinek śniegu spadło mu na policzki od razu zmieniając się w krople wody. 

- Ej, przestań! Spływają mi na szyję! - zaczął się wiercić. - Nie, nie! Zimne! 

- Poddaj się a przestanę! - w moim głosie nadal pobrzmiewało rozbawienie. 

- Nie ma mowy! 

- W takim razie nie pozostawiasz mi wyboru! - powoli przyłożyłem śnieg do zaczerwienionych policzków i natarłem kolejno jeden po drugim przyglądając się jak zaciska oczy, chroniąc je przed moim atakiem. Kiedy skończyłem swój zwycięski tryumf, opadłem obok niego, odturlałem się kawałek dalej. 

- Zróbmy aniołki i wieszajmy dalej ozdoby. Chcę skończyć zanim reszta wstanie. 

- Suga – znam ten ton, V zaczyna marudzić. - Miej litość, dopiero mnie pokonałeś! 

- Właśnie. I dlatego musisz wstać i mi pomóc – uśmiechnąłem się szeroko ukazując zęby. Podniosłem się i podałem mu rękę. - Chodź, chodź. Już prawie koniec. 

- Suga – jękną przyjmując pomocną dłoń i z trudem się podniósł. Podniosłem szalik i otrzepawszy go z resztek białego puchu dokładnie otuliłem szyję V, upewniając się, że spełni swoje zadanie grzejąc go i chroniąc przed przeziębieniem. Znalazłem też rękawiczkę, do której wsunąłem dłoń z ulgą witając przyjemne ciepło otulające zmarznięte palce. 

Dalsze prace przynosiły już lepsze efekty niż moje poprzednie próby wieszania lampek na drzewach. We dwoje uwinęliśmy się dwa razy szybciej niż przypuszczałem, dzięki czemu mogliśmy niemal od razu przejść do wieszania dużych bombek, co sprawiło nam najwięcej przyjemności, nie licząc oczywiście bitwy na śnieżki. Mogłem bezkarnie przyglądać się jego twarzy i potarganym włosom, teraz w jeszcze większym nieładzie niż wcześniej. Od dawna nie widziałem go tak ubawionego. Ciemne oczy roziskrzone radością niemal tak bardzo jak śnieg muskany promieniami słońca, policzki zaczerwienione od zimna i śniegu, usta lekko uchylone, kiedy łapał oddech po wyczerpujących wygłupach. Starałem się utrzymać skupienie ale tak bardzo mnie rozpraszał… Potrząsnąłem głową, mając nadzieję, że wyrzucę te myśli z głowy. 

- Gapisz się – głos Kim Tae-hyunga wyrwał mnie ze świata własnych myśli skutecznie sprowadzając na ziemię. - To ostatnie prawda? 

- Tak, zbierajmy się już do domu. Nie wiem jak ty – przyjrzałem mu się jeszcze raz – ale ja porządnie zmarzłem. Marzę ciepłym piciu, kanapie i kocu. 

- Tak! Ja też! - krzyknął wyrzucając ramiona w górę w geście ogromnej radości. Kiedy udało mi się zejść z drabiny uszczypnąłem go w policzek, nie mogąc się powstrzymać. Uniesiony ekscytacją z powodu zakończonej pracy, chwyciłem go za rękę odruchowo splatając nasze palce w rękawiczkach i pociągnąłem za sobą w kierunku głównego źródła prądu. 

- Oh, przepraszam – z zakłopotaniem puściłem jego dłoń orientując się w jak niezręcznej sytuacji go postawiłem. Kucnąłem przy przedłużaczu leżącym na tarasie z zamiarem podłączenia całego oświetlenia. - Gotowy? 

Skinął głową odwracając się w stronę ogrodu. Nadal było jasno więc, nie będziemy mogli zobaczyć w całej okazałości naszego dzieła, jednak musiałem sprawdzić czy wszystko działa, nie ukrywałem też zniecierpliwienia rosnącego z każdą dłużącą się sekunda oczekiwania. W końcu wcisnąłem wtyczkę do gniazdka w myślach powtarzając jak mantrę „proszę, działaj”. 

V klasnął w dłonie, a ja już widziałem, że wszystko się udało i sam też spojrzałem. Wszystko wyglądało świetnie! Dokładnie tak jak sobie wyobrażałem, choć lampki na drzewach mogłyby być równiej rozwieszone. Mimo wszystko byłem dumny z naszego dzieła. Wstałem by przez dłuższą chwilę przyglądać się grze świateł i słońca na śniegu. Kiedy tak staliśmy zmarznięci, uśmiechnięci od ucha do ucha i zadowoleni z siebie, poczułem jak V ostrożnie łapie mnie za rękę, tak jak ja chwyciłem wcześniej jego dłoń. Moje serce drgnęło, a ciało przeszła fala ciepła. Nie wiedziałem jak się zachować czując coś między zmieszaniem a obezwładniającą radością. Zaskoczony odwróciłem się by spojrzeć mu w oczy, te hipnotyzujące ciemne oczy, pochłaniające mnie za każdym razem gdy pozwolę sobie na odrobinę nieuwagi. 

- Mnie to nie przeszkadza – wyjaśnił nieco unosząc nasze złączone dłonie. - Jest przyjemne. Masz ciepłe ręce, czuję to nawet przez rękawiczki. 

Nie mogąc znaleźć odpowiednich słów, które oddałyby znaczenie tej chwili, nie powiedziałem nic, całkowicie zatracając się w jego oczach. W końcu V wskazał podbródkiem drzwi prowadzące do salonu. 

- Wejdźmy do środka, obiecałeś mi czekoladę, kanapę i koc. Naprawdę zmarzłem, tu na dworze. 

- Nie mówiłem nic o czekoladzie – od razu zaprzeczyłem marszcząc brwi. Zarzucając głową by pozbyć się wilgotnych włosów stale wpadających mi w oczy. - Wspominałem o ciepłym piciu. 

- Właśnie, czyli gorąca czekolada – wzruszył ramionami całkowicie pewny swego. 

- Dobrze, niech będzie – ustąpiłem, nadal będąc pod wpływem hipnotycznego spojrzenia. 

Weszliśmy do środka, zdjęliśmy kurtki, szaliki, które odwiesiliśmy na wieszak, buty zamieniliśmy na kapcie i poszliśmy do kuchni. Było po jedenastej, a ja nadal nie widziałem – ani nie słyszałem – żadnego z pozostałych domowników. 

- Wyciągnę koc – zaproponował V i nie czekając na odpowiedź zaczął przeszukiwać szafki. Tymczasem ja zająłem się przygotowaniem gorącej czekolady. Po chwili postawiłem na stoliku przed kanapą dwa parujące kubki z gorącą czekoladą. Usiadłem obok niego, przykryłem nogi kocem, po czym każdy z nas sięgnął po swój słodki napój. Kilka minut później nadawał się do picia, rozgrzewając nasze zmarznięte ciała. 

- Nawet nie czułem, że było mi aż tak zimno – mruknął Kim Tae-hyung z nosem praktycznie wsadzonym w kubek. Policzki nadal miał czerwone ale teraz nie z mrozu, a od ciepłej pary unoszącej się znad czekolady. Wyjąłem mu z rąk na wpół pełne naczynie i odstawiłem razem z moim na stolik uznając, że już wystarczająco dużo wypiliśmy. 

- Chciałem to jeszcze wypić – zaprotestował, jednak nie sięgnął po picie, zamiast tego uporczywie się we mnie wpatrywał. Czując jak sam zaczynam się rumienić pod wpływem tego spojrzenia, nie powstrzymałem swojego odruchu. Przytuliłem wnętrze dłoni do jego policzka, by następnie delikatnie pogładzić kciukiem miękką skórę. Westchnąłem postanawiając zaryzykować wszystko, co było dla mnie ważne: naszą przyjaźń, karierę muzyczną, zgranie zespołu… I pochyliłem się łącząc nasze usta w czułym pocałunku. Pozwoliłem mu wybrzmieć kilka długich sekund, po których odsunąłem się zadowolony z siebie i ułożyłem się na swojej części kanapy chcąc zregenerować siły po porannych przygodach. Spod półprzymkniętych powiek widziałem jak V unosi dłoń i pacami bada swoje usta, które chwilę temu były połączone z moimi. Widząc uśmiech wpływający na twarz przyjaciela (a może już kogoś więcej?) odprężyłem się i zamknąłem oczy do końca. 

Sam nie wiem kiedy zasnąłem, ale obudził mnie warkot silnika parkującego przed domem samochodu. Kiedy ucichł i zaczęły trzaskać drzwi, słyszałem, że pozostali członkowie zespołu wrócili do domu przywożąc ze sobą członków naszych rodzin, których prawdopodobnie odebrali z lotniska. To oznacza, że zaraz wszyscy zaczną się zjeżdżać, a my zasiądziemy do wspólnej wigilijnej kolacji. Dopiero teraz zauważyłem ciężar na swojej piersi równomiernie unoszący się wraz z każdym moim oddechem. Jasne włosy, przydługie włosy rozsypały się na moim niebieskim golfie z reniferem. Uśmiechnąłem się i zacząłem delikatnie nim potrząsać, a widząc, że się wybudza głaskałem jego włosy. Lepiej, żeby reszta nie zastała nas w tej sytuacji, innym razem wszystko im wytłumaczymy, ale dzisiaj nie chcemy robić zamieszania. Kiedy V się obudził, przetarł zaspane oczy i uśmiechnął się lekko na widok mojej twarzy. 

- Dzień dobry – powiedział tuż przed ziewnięciem. - Która godzina? 

- Nie wiem, ściemniło się, a reszta właśnie zbiera się z samochodu – powiedziałem chcąc jak najszybciej wyrzucić z siebie te informacje. -Wychodzi na to, że cały dzień ich nie było. 

- Wiem – odparł zwyczajnie. - Prosiłem, żeby zostawili nas dzisiaj samych. 

Nie mogłem uwierzyć w ten niewinny podstęp. Westchnąłem tylko kręcąc głową i wskazałem podbródkiem drzwi na taras i do ogrodu. 

- Zapomnieliśmy zgasić lampek. Patrz jak teraz świetnie wyglądają! 

Wstaliśmy i podeszliśmy do drzwi żeby delektować się tym wspaniałym widokiem. Podczas gdy spaliśmy musiał padać śnieg: zarówno kable łączące poszczególne lampiony jak i te od lampek na drzewach zostały przysypane, a na oknach i drzwiach zakwitły piękne wzory ze szronu. 

- Malownicze i magiczne święta – szepnąłem zerkając na uradowanego V, z taką samą jak nie większą radością. 

- W takim razie skoro twoje życzenie się spełniło, ja też mam jedno. 

- Zaintrygowałeś mnie, powiedz zanim nasi przyjaciele wejdą do domu. 

- Min Yoon-gi, chciałbym spędzić z tobą te i wszystkie przyszłe święta – powiedział Kim Tae - hyung i pocałował mnie w momencie gdy drzwi wejściowe otworzyły się, wpuszczając domowników razem z naszymi gośćmi.

1 komentarz:

  1. Hejka, hejka,
    fantastyczny tekst, cudowny pomysł z tym ozdabianiem, i jaki podstępny kazał pozostałym ich zostawić ;)
    nie zdążyłam z życzonkami przed Świętami... ale mam nadzieję, że były spokojne, ale chcę życzyć Szczęśliwego Nowego Roku...
    i mam nadzieję, że szybko powrócisz z nowym tekstem :D
    weny i pomysłów życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń