Poznaliśmy się na zaręczynach
mojej ciotki. Pierwszy raz widziałem ją na oczy, ale mama mówiła, że to jej
bliska rodzina. Cóż, najwyraźniej nie aż tak bliska, skoro nigdy nas nie odwiedzała,
a przynajmniej naprawdę nie mogę sobie przypomnieć bym kiedykolwiek, ale to naprawdę
kiedykolwiek ją widziała.
Jej
wiek wydawał się idealny do za mąż pójścia, była po czterdziestce i to były już
czwarte zaręczyny. Z tego co się orientuję, tylko jedne doszły do skutku, po
czym świeżo upieczony małżonek zmarł z nieznanej nam przyczyny. Nikt nigdy o
tym nie informował, nikt o tym nie mówił. Ot po prostu owiana tajemnicą
rodzinna tragedia.
Z resztą to nie moja sprawa, nie będę się wtrącał.
Przyszedłem tu tylko dlatego, że rodzice mnie ze sobą przyciągnęli, a że i tak nie
miałem co robić w domu… Cóż, samo tak wyszło.
Postanowiłem
nie rzucać się w oczy, pozostać w ukryciu, zatem usiadłem na uboczu, na bujanej
ławce. Mało osób tędy chodziło, głównie dzieci albo palacze, więc czułem się
bezpiecznie. Nie miałem ochoty z nikim rozmawiać, dlaczego miałbym mieć?
Byłem odludkiem od zawsze, ciężko było mi się odnaleźć w
grupie. Żadna z poznanych osób nie wydawała mi się szczera, ani dobra. Nikomu
nie byłem w stanie zaufać na tyle, by się zaprzyjaźnić. Zawsze mówiłem, że są
tylko moimi znajomymi, unikałem mówienia o sobie. To takie męczące. Patrzę z
boku na tych uśmiechniętych ludzi i zastanawiam się jak to możliwe, że tak
dobrze żyją z innymi? Nie boją się zdrady? Nie boją się plotek? Nie boją się…
Bliskości z innymi?
Najwidoczniej
to ze mną jest coś nie tak, nie z nimi. Albo to oni są doszczętnie zepsuci, a
ja jeden na całym świecie dobry i wspaniały…
Prychnąłem na samą myśl o tym. Prędzej to pierwsze.
Siedziałem na ławce kiwając się
lekko w przód i w tył, huśtawka posłusznie się poruszała jak jej nakazałem. Nudziłem
się nieprzeciętnie, w końcu nie miałem tam żadnych kolegów, nawet z kuzynami
rozmawiałem tylko przez chwilę, po czym kiedy wyczerpały się podstawowe tematy,
ulotniłem się dyskretnie, nie chcąc
ciągnąć tej farsy.
- Cześć – odezwał się jakiś głos za mną. Niechętnie
zerknąłem przez ramię i uśmiechnąłem się kącikiem ust. Był to ciemnowłosy
chłopak, poznany jakąś godzinę temu. Prawdopodobnie gość od strony przyszłego
Pana Młodego.
- Daruj sobie, nie mam ochoty rozmawiać – chciałem go
spławić jak najszybciej.
- Spokojnie, nie będę przeszkadzał. Mogę dołączyć? – wskazał
dłonią wolne miejsce obok mnie.
Wzruszyłem ramionami. Był przystojny, nienagannie ubrany,
elegancko uczesany i miał boski głos. Mógłbym odmówić?
- Jasne – mruknąłem, z nadzieją, że nie zostanie na długo.
- Jak ci się podoba?
Oh, na pogaduchy mu się zebrało…
- Nie jest źle, biorąc pod uwagę, że to już czwarte
zaręczyny… Ciotka doszła do wprawy.
Sasuke, ponieważ chyba tak brzmiało jego imię, parsknął
urywanym śmiechem, chyba chciał udawać, że to kaszel.
- Hm, dla niego to chyba piąte. Poprzednie żony go
zostawiły. Właściwie nie znam tej historii. To jakiś daleki kuzyn mojego
ojczyma.
- Mama wyszła ponownie za mąż? – jakże odkrywcze pytanie.
Sto punktów do umiejętności gawędzenia.
- Tak.
Na tym koniec naszej konwersacji. Siedzieliśmy tak w ciszy,
nic nie mówiąc, tylko huśtaliśmy się na ławce. Nic więcej, a jednak czułem się
dobrze. Zadziwiająco dobrze jak na spędzanie czasu z kimś, kogo widzę pierwszy
– dobra, drugi – raz w życiu.
- Mieszkasz tu? – zapytał wygodniej się układając.
- Yhym. Całkiem niedaleko, jakieś dwadzieścia minut drogi
samochodem. Mieszkam w centrum.
- Ja wynajmuję tam mieszkanie. Niedawno skończyłem studnia.
- Zatem, gratuluję – podejrzewam, że podobnej odpowiedzi się
spodziewał.
- Nie ma czego, wierz mi… Może spotkamy się kiedyś?
Wyskoczymy do baru czy coś?
Zastanowiłem się chwilę, od dłuższego czasu nigdzie nie
bywałem, a skoro nadarza się okazja, czemu by nie. Może będzie fajnie. Może…
Z przyjęcia wyszedłem z numerem tego Sasuke, adresem
kawiarni, w której mieliśmy spotkać się na kawie gdyż ja nie pije alkoholu,
zatem odwiedzanie baru mijało się z celem.
Długo zastanawiałem
się nad tym, czy warto ryzykować, ale jak nie teraz to kiedy? Kiedy będzie czas
na szaleństwa? Kiedy pozwolę sobie na romanse i flirty? Nie wiem, chyba
najwyższy czas, podobnie jak w przypadku mojej nieszczęsnej ciotki. Zarówno jej,
jaki i mi, najeży się coś od życia! I właśnie zamierzam to coś, do siebie przyciągnąć oraz chwytać pełnymi
garściami. Oj, bardzo pełnymi. Takie przypadki trafiają się raz na… W moim
mniemaniu milion lat.
Spotkaliśmy
się na kawie, później na kolejne i na kolejnej. Aż doszło do tego, że spotkania
stały się regularne. Rezerwowałem każdą wolną chwilę właśnie dla niego, po to
by wspólnie robić cokolwiek. Czasem pracowałem do późna w domu, a on siedział
obok mnie czytając książkę. W inne dni spędzałem w jego biurze, długie godziny
nudząc się i obserwując go za biurkiem.
Niespodziewanie odnalazłem to, czego nieświadomie długo
szukałem. Stał się moim przyjacielem, lubiłem tak o nim myśleć. Oto nadszedł
dzień, w którym miałem z kim pogadać, gdzie wyjść i z kim się nudzić. Spełniły
się moje skryte marzenia.
Tak minął nam rok i
zdecydowaliśmy, że między nami jest coś więcej, niż tylko przyjaźń. Postanowiliśmy
spróbować być razem, być parą.
Wcześniej jedynie przeżywałem przelotne związki, mało jaki
mężczyzna oczekiwał poważnych związków z innym mężczyzną. Dla większości liczyło
się tylko łóżko. Ja jednak chciałem czegoś stałego.
Czy to też było dziwne?
Patrząc na szczęście moich rodziców miałem nadzieję, że kiedyś
i mnie spotka podobne.
Z
Sasuke… Z Sasuke życie było inne. Piękne ale i trudne. Miał bardzo ciężki
charakter, powiedziałbym: wręcz nieustępliwy. Były chwile, kiedy naprawdę
ciężko było mi z nim wytrzymać, podejrzewam, że jemu ze mną również. Mimo to,
mam same wesołe wspomnienia, same dobre wspomnienia. Każda kłótnia kończyła się
dobrze, a potem o tym zapominaliśmy. Przeważnie wychodziło na to, że sami nie wiedzieliśmy
o co się kłócimy, więc wszystko szło w zapomnienie…
Chciałbym to napisać, ale te długie szczęśliwe lata są
dopiero przed nami!
Dziś się przeprowadzamy, wyjeżdżamy i sądzę, że wrócimy
tylko na święta, albo aż na święta. Sam nie wiem. Wszystko przed nami.
Zdecydowanie
to był najwyższy czas na tamto spotkanie.
Do dziś dziękuje… Nie wiem, chyba swojej intuicji za to, że
tamtego dnia z nim porozmawiałem i zgodziłem się na spotkanie w kawiarni. Tak, prawdziwe zrządzenie losu. Z tego wszystkiego aż się
uśmiechnąłem, ale to już chyba sam do siebie. Sasuke jest w innym pokoju, pakuje
ostatnie pudła.
Dziękuję za informację :)
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńChętnie zajrzę jak będę miała chwilkę, dziękuję. :)
Pozdrawiam,
Aoi.
Naruto aspołeczny? podoba mi się... i co zrządzenie losu, spróbował i się opłacało...
OdpowiedzUsuńDużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia